- Koncern Boeing wstrzymał produkcję samolotów. Przynajmniej tymczasowo. Powodem jest strajk, który wybuchł tam po północy w piątek.
- Najnowsza bolączka dla pogrążonej w głębokim kryzysie firmy przypomina nieco kopalnie leżącego. Jednak jeśli strajk potrwa dłużej, może faktycznie jeszcze pogorszyć jej sytuację.
- Agencja Moody’s już poinformowała o groźbie obniżenia oceny wiarygodności zobowiązań firmy.
Strajk, który ogarnął firmę Boeing, to efekt nieudanych negocjacji płacowych. Firma prowadziła je w ostatnim czasie ze związkiem zawodowym IAM (International Association of Machinists), który reprezentuje pracowników sektora lotniczego.
Negocjacje te miały przełamać stagnację płacową w firmie, która utrzymywała się przez ostatnie 16 lat. Wraz z efektami inflacji oznaczało to w istocie znaczny spadek wynagrodzeń, generujący konflikt. To miało się zmienić – tym tygodniu poinformowano o wypracowaniu roboczej wersji porozumienia.
Zakładało ono m.in. wzrost wynagrodzeń o 25% na przestrzeni kolejnych czterech lat. Boeing w oficjalnym komunikacie określił je jako „historyczne”. Porozumienie to miało zostać następnie zatwierdzone w drodze związkowego referendum.
Porozumienie źródłem nieporozumienia
I tu nastąpiło raptowne załamanie optymistycznych planów: 94,6% zrzeszonych odrzuciło porozumienie. Co więcej, 96% opowiedziało się za rozpoczęciem strajku (czyżby półtora procenta poparło strajk nawet pomimo tego, ze zgadzało się na porozumienie…?).
Zgodnie z tym wynikiem, krótko po północy w piątek pracownicy Boeinga poczęli gromadzić się dookoła zakładów produkcyjnych w Seattle. Dokładnie te zakłady przeprowadzają m.in. końcowy montaż samolotów pasażerskich. Łącznie strajk podjęło ok. 33 tys. pracowników.
To w oczywisty sposób wpłynie – potencjalnie bardzo niekorzystnie – na wyniki firmy. Boeing już jest „w tyle” w kwestii realizacji zamówień. Zapotrzebowanie rynkowe na samoloty zaś nie gaśnie – tyle że firma nie jest w stanie go obsłużyć.
Dyrektor finansowy Boeinga, Brian West, wyraził w imieniu firmy chęć powrotu do negocjacji z IAM. Także związek stwierdził, że chciałby „jak najszybciej” kontynuować rozmowy. Nie wiadomo tylko, czy strony są w stanie sformułować kompromis. Oczekiwania obydwu stron wzajemnie sobie bowiem przeczą.
Boeing: gorzej już być nie może…?
Strajk przydarzył się też w o tyle wrażliwym momencie, że nastąpił tuż po zmianie władzy w firmie. Nowy prezes, Kelly Ortberg, objął swoje stanowisko zaledwie w sierpniu. Jego zadaniem jest przełamanie długotrwałego impasu, w jakim znajduje się Boeing.
Zamiast tego musi jednak gasić doraźne pożary. Tymczasem problemy, które stoją przed firmą, nie maleją. Zmaga się ona z kryzysem wizerunkowym, prawnym, biznesowym, a także pod względem bezpieczeństwa i jakości produkcji oraz jej rentowności. Ta ucierpi tym bardziej, im dłuższy będzie strajk.
W reakcji na informację o wybuchu strajku, notowania akcji Boeinga raptownie zanurkowały o 3%. Tylko w tym roku straciły one już 40%. Jak na ironię, za jedną z praprzyczyn głębokiego kryzysu firmy uważa się dbanie przede wszystkim o kurs akcji, w imię którego poświęcano jakość i inwestycje.
Efekty tego widać. Agencja ratingowa Moody’s poinformowała, że umieściła papiery wartościowe firmy w kolejce do przeglądu – i obniżenia oceny wiarygodności. Boeing ma 45 miliardów dolarów długu, walczy także z negatywnym bilansem finansowym.