Jeszcze kilka lat temu spółka kosmiczna SpaceX z parasola firm Elona Muska była zarówno symbolem technologicznej przewagi, jak i inwestycyjną zagadką. Rakiety zachwycały świat, kolejne lądowania przechodziły do historii, a mimo to w głowach wielu inwestorów wciąż wybrzmiewało jedno zasadnicze pytanie: gdzie w tym wszystkim jest regularny, przewidywalny biznes, który da się skalować jak klasyczną spółkę infrastrukturalną lub telekomunikacyjną?
Inwestorzy pokochali SpaceX, duża zasługa usługi Starlink
Dziś odpowiedź jest jasna. Z danych z rynku prywatnego wynika, że kolejne transakcje na akcjach SpaceX odbywają się przy wycenie przekraczającej 800 mld dolarów. To poziom, który ponownie ustawia firmę Elona Muska na pozycji najcenniejszej prywatnej spółki na świecie i – co ważniejsze – sugeruje, że inwestorzy zaczęli wyceniać ją nie tylko jako producenta rakiet, ale jako operatora krytycznej infrastruktury cyfrowej.
Kluczem do zmiany w narracji jest system Starlink. Sieć satelitarnego internetu przestała być „projektem pobocznym”, a stała się filarem, który porządkuje model finansowy całej grupy. Według szacunków Starlink ma już około 9 mln klientów, a tempo przyrostu stale przyspiesza – ostatni milion użytkowników miał zostać pozyskany w zaledwie 47 dni. Tego typu dynamika działa na wyobraźnię: jeśli baza rośnie w tempie dziesiątek tysięcy subskrybentów dziennie, a usługa jest globalna, to SpaceX zaczyna przypominać firmę telekomunikacyjną o zasięgu, którego nie dało się zbudować klasyczną siecią naziemną.
To właśnie powtarzalny abonament – a nie pojedyncze kontrakty na wyniesienie ładunku – jest dla rynku kluczowy. Launch biznes, choć coraz bardziej efektywny, ma swoją naturalną cykliczność: uzależniony jest od budżetów publicznych, harmonogramów programów kosmicznych i zamówień komercyjnych. Z kolei Starlink oferuje coś, co inwestorzy uwielbiają: stały strumień przychodów, wysoki potencjał utrzymania klienta (retention) i efekt skali, w którym każda kolejna orbita satelitów zwiększa jakość i dostępność usługi.
Musk buduje dla USA strategiczną infrastrukturę
W tle funkcjonuje także czynnik strategiczny. SpaceX – według przytaczanych szacunków – odpowiada za około 80% wszystkich orbitalnych wyniesień realizowanych z terytorium USA. Niezależnie od tego, jak dokładnie policzyć udział, samo przekonanie rynku o dominacji w amerykańskich startach wzmacnia obraz firmy jako dostawcy infrastruktury, od której zależą nie tylko komercyjne projekty, ale również obronność, łączność kryzysowa i elementy państwowej suwerenności technologicznej.
Jeśli do tego dodać prognozy, że przychody SpaceX w 2026 roku mogą przekroczyć 22 mld dolarów, wycena powyżej 800 mld przestaje być jedynie „spektaklem Muska”, a staje się zakładem o przyszły kształt globalnej łączności. Taki poziom kapitalizacji implikuje jednak bardzo wysokie oczekiwania: rynek dyskontuje nie tylko dalszy przyrost klientów Starlinka, ale też zdolność do utrzymania jakości usług, rozszerzania pokrycia, obniżania kosztów wyniesień i ochrony przewagi przed konkurencją.
Warto przy tym pamiętać, że przewaga SpaceX jest wyjątkowa, bo wynika z integracji pionowej. Firma kontroluje rakiety, tempo startów, logistykę, a poprzez Starlink także końcową usługę i relację z klientem. W praktyce to rzadki przypadek, w którym dostawca „autostrady” (wyniesienie i utrzymanie konstelacji) jest jednocześnie operatorem „ruchu” (abonament internetowy). To tworzy optionality – możliwość uruchamiania kolejnych strumieni przychodów na bazie już postawionej infrastruktury: od usług dla biznesu i administracji, przez łączność dla transportu, aż po segmenty bezpieczeństwa i zastosowania specjalne.
Plusy dodatnie, plusy ujemne
Najważniejsze ryzyka pozostają jednak realne i wcale nie są kosmiczne – to przede wszystkim ryzyka regulacyjne i kapitałowe. Starlink wymaga stałych inwestycji w satelity, stacje naziemne i rozwój technologii, a do tego działa w obszarze widma radiowego i międzynarodowych licencji. Dla inwestorów istotne będzie też, czy wysokie tempo wzrostu klientów przekłada się na równie atrakcyjną ekonomię jednostkową po uwzględnieniu kosztów sprzętu, instalacji i obsługi. Wycena tej skali nie wybacza potknięć: każde spowolnienie wzrostu lub presja cenowa mogą szybko zmienić sentyment na rynku wtórnym.
W tle pojawia się wreszcie temat IPO. Spekulacje o debiucie i wycenie sięgającej nawet 1,5 bln dolarów są efektowne, ale prawdziwe pytanie brzmi: co miałoby trafić na giełdę i w jakiej strukturze? Dla rynku naturalnym scenariuszem byłby osobny debiut Starlinka, bo to właśnie abonamentowy biznes jest najbardziej „giełdowy” i najłatwiejszy do porównania z telekomami czy platformami infrastrukturalnymi. Z perspektywy SpaceX to również opcja strategiczna: upłynnienie części wartości bez oddawania kontroli nad całą grupą.
Jedno jest pewne: SpaceX coraz mniej przypomina firmę, której wartość opiera się na pojedynczych przełomach technologicznych, a coraz bardziej przedsiębiorstwo budujące globalną warstwę infrastruktury – takiej, która może stać się równie oczywista jak światłowody, stacje bazowe czy centra danych. Jeśli Starlink utrzyma tempo wzrostu, rynek prywatny będzie nadal gotów płacić za tę wizję. Jeśli jednak dynamika wyhamuje, wycena pokaże, jak surowo inwestorzy potrafią rozliczać nawet najbardziej spektakularne historie.