Robert Kiyosaki: 'Krach giełdowy już się zaczął’. Sygnał ostrzegawczy? Prognoza guru

Na Wall Street wrze. Robert Kiyosaki – autor „Bogatego ojca, biednego ojca” i niezmordowany krytyk systemu opartego na długu – ponownie uderzył w legendę z Omaha. Tym razem jego celem stał się sam Warren Buffett, który po dekadach sceptycyzmu wobec złota i srebra niespodziewanie uważa, że metale szlachetne mogą mieć swoje miejsce w portfelu inwestora. Dla Kiyosakiego to nie tylko zmiana tonu, ale znak nadchodzącej burzy.

Buffett, który przez większość kariery uważał złoto za „bezużyteczny kawałek metalu” i symbol inwestycyjnej bezproduktywności, jeszcze w 2011 roku mówił, że ten surowiec rośnie wyłącznie w czasach strachu … A nie na podstawie realnych fundamentów. A jednak dziś, u schyłku swojej kariery w Berkshire Hathaway, zaczyna mówić o złocie i srebrze z zaskakującym szacunkiem. Co się zmieniło? W końcu ilość pieniądza w systemie ograniczona jest tylko wyobraźnią bankierów.

Złoto, srebro i lęk – trzy filary niepewności

W tle mamy to, czego Buffett zawsze się obawiał: inflację, niestabilność polityczną i globalne napięcia handlowe. Dolar słabnie, stopy procentowe tracą impet, a inwestorzy zaczynają szukać schronienia tam, gdzie fundamentem jest coś namacalnego. W tym kontekście metale szlachetne wracają do łask. Nie jako „romantyczny relikt przeszłości”, lecz jako realna tarcza przed systemowym ryzykiem.

Kiyosaki, który od lat promuje inwestowanie w złoto, srebro i Bitcoina, nie przepuszcza okazji, by wbić szpilę rynkowym konserwatystom. „Jeśli nawet Buffett – ten, który przez lata kpił z inwestorów w złoto – teraz uznaje jego wartość, to znak, że coś pęka” – napisał niedawno na platformie X. W jego oczach to zapowiedź nadciągającego krachu, być może największego od dekad.

Krach to samo spełniająca się przepowiednia?

Kiyosaki od miesięcy ostrzega przed tym, co nazywa „korektą systemu”. Uważa, że świat tonie w długu, a giełdy są napompowane jak nigdy wcześniej. Wzrost cen złota i srebra – ponad 50% w ostatnich dwunastu miesiącach – postrzega nie jako sukces, lecz sygnał ostrzegawczy. Dla niego to wskaźnik paniki nie dobrobytu.

Z kolei Buffett, mimo swojej nowej otwartości na metale, wciąż stoi jedną nogą po stronie fundamentalistów. Dla niego złoto to nie inwestycja, lecz reakcja emocjonalna – coś, co kupujesz, kiedy boisz się świata. A jednak nawet on zdaje się dziś przyznawać, że ten świat stał się miejscem, którego można się bać.

Między wiarą w wartość a strachem przed walutą

Filozofie Buffetta i Kiyosakiego od zawsze były jak dwa bieguny. Buffett wierzy w wartość – w spółki, które generują przepływy pieniężne i tworzą realne dobra. Kiyosaki wierzy w przetrwanie – w to, że system finansowy prędzej czy później się zawali, a prawdziwym majątkiem będzie to, co można dotknąć, zakopać albo… przelać na prywatny klucz.

Paradoks polega na tym, że obaj mogą mieć rację. Gdy rynki działają, Buffett ma rację – inwestowanie w produktywne aktywa daje najlepsze rezultaty. Ale gdy system się chwieje, logika Kiyosakiego przejmuje ster. Złoto, srebro i Bitcoin stają się symbolem finansowego rozsądku.

W 2008 roku wielu zignorowało sygnały ostrzegawcze – dziś nikt nie chce popełnić tego błędu. Kiyosaki, bardziej kaznodzieja niż inwestor, rozgrzewa emocje, podczas gdy Buffett, jak zwykle, stawia na chłodny rachunek. Ale gdy nawet ten drugi zaczyna mówić o złocie z powagą, rynek słucha. Czy zbliża się krach? Tego nie wie nikt. Ale jedno jest pewne… Jeśli Buffett naprawdę zaczyna kupować złoto, to być może nadszedł czas, by przestać się śmiać z pesymistów.