Regulator blokuje transgraniczne przejęcie giełdy. Zaszłości konfliktów nadal cieniem na inwestycjach

Słowenia nie dopuści, aby giełda w Lublanie stała się, pośrednio, własnością Chorwacji. Tamtejszy nadzór regulacyjny zablokował próbę przejęcia, która miała do tego doprowadzić. Choć formalnie przyczyną tego kroku są kwestie merytoryczne, to nieoficjalnie przyznaje się, że co najmniej równie znaczny wpływ na decyzję ma historia Bałkanów, w tym także zaszłości z okresu wojny w b. Jugosławii.

Co istotne, giełda w Lublanie – oficjalnie Ljubljanska Borza, choć szeroko znana jako Ljubljana Stock Exchange – już od 2015 roku formalnie należy do giełdy w Zagrzebiu (Zagrebačka Burza d.d., czyli Zagreb Stock Exchange). Wówczas Słowenia zgodziła się, by jej stołeczna i jedyna giełda papierów wartościowych trafiła pod zarząd podmiotu pochodzącego z kraju sąsiedniego – z którym ma dobre stosunki oraz szeroko współpracuje gospodarczo, jakkolwiek nie bez pewnych obaw.

Rzecz w tym, że Słoweńcom nie wadzi obecność samych chorwackich inwestorów – ale i owszem, wadzi obecność chorwackich inwestorów państwowych. A taka właśnie groźba zawisła nad lublańską giełdą. Zagreb Stock Exchange, przejmując swego słoweńskiego odpowiednika, był bowiem podmiotem rynkowym i prywatnym. Teraz to się zmienia. Jego większościowym akcjonariuszem ma zostać bowiem chorwacka Fina, czyli Agencja Finansowa (Financijska Agencija).

Wbrew nazwie, nie jest to organ regulacyjny a przedsiębiorstwo – tyle, że publiczne. Prócz tego, że należy do chorwackiego państwa, w swej praktyce współpracuje też z Narodowym Bankiem Chorwacji. Słowem – jest to podmiot w pełni zależny od chorwackich władz. W tym kontekście nie dziwi fakt, że chorwackie organy nadzoru regulacyjnego bezproblemowo zatwierdziły przejęcie przez Fina kontroli nad Zagreb Stock Exchange – ale równie nie dziwi, że te słoweńskie się na to nie zgodziły.

Giełda jako „infrastruktura”

By nie dopuścić do przejęcia, Słoweńcy wykorzystali fakt, że lublańska giełda została formalnie przeklasyfikowana przez tamtejszy rząd z podmiotu czysto rynkowego na element infrastruktury krytycznej kraju – co zapewnia rządowi możliwość poszerzonego nadzoru nad nią. Uzasadniając swoją odmowę, słoweńskie władze powołały się na „kryteria prawne”, których Fina jakoby nie spełnia. Chodziło tu brak „odpowiedniej reputacji”, o której mowa w art. 73 słoweńskiej Ustawy o Bankowości.

To słabo zawoalowana aluzja do działalności Fina w okresie pełnej mrocznych aspektów wojny w b. Jugosławii. Firma ta miała wtedy działać w dalece „nieortodoksyjny” sposób, aby ekonomicznie wspierać wysiłek wojenny świeżo utworzonego państwa chorwackiego. Chodziło tu m.in. o omijające serbskie embargo operacje na czarnym rynku, finansowanie nielegalnych zakupów broni dla chorwackich sił zbrojnych czy uwikłanie w praktyki korupcyjne oraz pozaprawne przejmowanie serbskich aktywów.

Wszystkie te działania były poniekąd zrozumiałe w warunkach, w których Chorwacja walczyła o swoją niepodległość. Poniekąd równie zrozumiałe jest jednak, że Słoweńcy chcą uniknąć sytuacji, w której o losach ich jedynej giełdy decydować będzie, pośrednio ale jednak, rząd większego sąsiada.