Fisker, producent samochodów elektrycznych, złożył wniosek o bankructwo. Startup dołącza w ten sposób do całego szeregu innych innowacyjnych firm w branży EV, które realia rynkowe zmusiły do zamknięcia swoich podwojów.
Dokumentacja dotycząca procesu bankructwa firmy wpłynęła do sądu federalnego w Delaware (notabene, ogniste przejścia z systemem sądowniczym w tym samym stanie miał też niedawno jego największy konkurent na rynku EV).
Jak stwierdzono we wniosku, Fisker zamierza upłynnić swój majątek, którego wartość sam oszacował na „od 500 milionów do 1 miliarda”. Rozrzut ten może być tu dość istotny, bowiem zobowiązania firmy ocenia się z kolei na „100 do 500 milionów”.
Jeśli przyjąć bardziej korzystne dla firmy wartości z tego spektrum, byłaby ona, ceteris paribus, w nienajgorszej sytuacji finansowej. Mimo to kończy jednak działalność, co wskazuje, że znacznie bardziej prawdopodobny jest tutaj wariant pesymistyczny – w którym zobowiązania dorównują jej aktywom.
Fisker w kolejnym wcieleniu
A na to ostatnie wskazuje też to, że przegapiła ostatnio terminy rat pożyczek, które spłaca. Już w lutym zresztą niepokojące przewidywania, w których wskazywał na kurczące się rezerwy finansowe firmy.
Fisker to startup założony przez Henrika Fiskera, znanego projektanta motoryzacyjnego. Uprzednio pracował on dla Astona Martina czy BMW. Nie jest to także pierwsza firma, którą ów założył – poprzednią niestety także spotkało bankructwo. Obydwie znajdą się tym samym w jednym gronie z innymi producentami EV, takimi jak Proterra, Lordstown czy Electric Last Mile Solutions.
Wszystkie one ochoczo wykorzystały niepowstrzymany, zdawałoby się pęd do innowacji, jakim miały być EV. Zamiast tego jednak trafiły w środek wojny cenowej Tesli z firmami chińskimi. A także w epicentrum społecznej debaty o EV.
Cóż z tego, że władza chce, gdy ludzie niechętni
Innowacje innowacjami, ale nader duży (by nie powiedzieć dominujący) segment klientów na rynku motoryzacyjnym miał do EV sceptyczny stosunek. Wynikał on w dużej mierze z głębokiego uzależnienia od infrastruktury ładującej. Swój udział miały tutaj także widowiskowe pożary baterii EV
Dla wielu problematyczne było również to, że samochody elektryczne od samego początku agresywnie „zbierały” (czyt. kradły) szeroki zakres danych o swoich właścicielach. Działania niektórych rządów, które próbują „zachęcić” do EV, utrudniając dostęp do normalnych samochodów, też nie pomagały. A w niektórych przypadkach osiągały efekty odwrotne do zamierzonych.
Coup de grâce wielu producentom EV zadała tania chińska konkurencja. Tania – bo dotowana, dzięki czemu firmy z Państwa Środka oszukują i oferują dumpingowe ceny. Praktyki takie budzą w UE i USA coraz większy opór. I remedia – Fisker jednak nie zdążył z nich skorzystać.