Potężne spadki akcji BlackRock. 'Tajemniczy klient wycofał 52 miliardy dolarów’. Zły omen dla Wall Street?

We wtorkowy poranek inwestorzy przecierali oczy ze zdumienia. Akcje BlackRock – największego na świecie zarządcy aktywów – runęły w dół aż o 6,8%, zaliczając najgorszy dzień od kwietnia. Na pierwszy rzut oka brzmi to jak nieuzasadniona panika. Firma właśnie ustanowiła rekord – zarządza aktywami o wartości 12,5 biliona dolarów. Ale diabeł, jak zawsze, tkwi w szczegółach. A te szczegóły mogą zwiastować dzisiaj coś więcej, niż tylko jednorazową zadyszkę.

Rekordowy AUM … Ale wystarczyła wypłata tajemniczego klienta?

Wszystko zaczęło się od jednego lakonicznego zdania w komunikacie BlackRock: „Jeden z klientów instytucjonalnych wycofał 52 miliardy dolarów z niskokosztowego produktu indeksowego”. Bez nazw, bez szczegółów. To kwota tak potężna, że w kilka sekund potrafi zburzyć narrację o „najlepszym kwartale w historii”.

Ten jeden ruch nie tylko spłaszczył kwartalne przepływy netto z długoterminowych inwestycji (zamiast spodziewanych 61 miliardów, wyszło około 46), ale też natychmiast wzbudził pytania. Kto? Dlaczego? i – przede wszystkim – czy to początek dłuższej serii dużych odpływów?

Choć BlackRock chwali się wzrostem przychodów o 13% rok do roku (do 5,4 miliarda dolarów) … To wynik nieco rozminął się z oczekiwaniami analityków. Podobnie z opłatami za wyniki funduszy – zamiast prognozowanych 114 mln dolarów, firma uzyskała 94 mln.

W świecie finansów różnica między „dobrze” a „lepiej niż konsensus” to często różnica między wzrostem a przeceną. Tym bardziej że jeszcze dzień przed publikacją wyników akcje BlackRock biły rekordy, a inwestorzy liczyli na kolejny imponujący kwartał. Dostały za to kubeł zimnej wody. Inwestorzy mogą zacząć obawiać się, że duży odpływ zapowiada większą ostrożność instytucji, wobec przewartościowanego rynku kapitałowego w USA.

Aktywa w zarządzaniu BlackRock wzrosły do 12,5 biliona dolarów. Źródło: Reuters, LSEG, BlackRock

Hossa? Tak. Ale nie dla każdego

Nie da się jednak ukryć, że rynki były w drugim kwartale łaskawe. Po szoku związanym z niespodziewanymi taryfami Donalda Trumpa i późniejszym ich częściowym zawieszeniu, indeksy odbiły z impetem. S&P 500 wzrósł o 10,6% – to jeden z najlepszych kwartałów ostatnich lat.

Mimo wycofania kapitału dużego inwestorwa, BlackRock zebrał 85 miliardów dolarów do funduszy ETF i prawie 29 miliardów do portfolio akcji. Z drugiej strony – klienci detaliczni przynieśli zaledwie 2 miliardy netto… To najmniej od czwartego kwartału 2023 r. Zatem profesjonaliści wrócili do gry, ale przeciętny inwestor pozostał ostrożny. To też mówi coś o aktualnych nastrojach na rynku.

Mimo burz na powierzchni, BlackRock nie próżnuje w głębokich wodach. Firma zebrała 14 miliardów dolarów do funduszy ETF opartych o cyfrowe aktywa. Ujawniła także udział w Circle (emitencie stablecoina USDC) i zbudowała portfel alternatywnych inwestycji wart 600 miliardów dolarów. To wszystko część większego planu: do 2030 r. BlackRock chce podwoić ten segment do biliona dolarów.

Nie bez powodu Larry Fink mówi otwarcie, że BlackRock to już nie tylko tradycyjny zarządca aktywów. Dzięki przejęciom HPS Investment Partners, Preqin czy Global Infrastructure Partners firma coraz śmielej konkuruje z gigantami – także na rynku private equity typu Blackstone czy KKR. Ambicje? Ogromne. Ale poprzeczka jest ustawiona przez Wall Stree bardzo wysoko.

Technologia + prywatne rynki = nowa nadzieja

Tech również nie zawodzi. Przychody z usług technologicznych wzrosły o ponad 26% – efekt m.in. włączenia Preqin i dalszego rozwoju systemu Aladdin. To właśnie technologia i prywatne rynki mają do 2030 r. stanowić 30% całych przychodów BlackRock (dziś to 15%). Strategia wygląda solidnie. Pytanie tylko, czy uda się ją wdrożyć w czasie, gdy rynek będzie zmienny, a inwestorzy – coraz bardziej nerwowi.

Aż do tąpnięcia we wtorek, akcje BlackRock od początku roku wzrosły o ponad 8%, wyprzedzając S&P 500. Firma zarabia, rośnie, inwestuje dalej. Ale jeden anonimowy klient wystarczył, żeby pokazać, jak kruchy bywa rynek. Czy to jednorazowy wstrząs? A może coś więcej – pierwszy sygnał zmiany nastrojów wśród największych graczy?