Tygodniowy przegląd giełdowy | Pesymizm inwestorów indywidualnych w USA, optymizm polskich

Najsilniejszy od marca prawie 6 proc. spadek wartości S&P 500 z poprzedniego czwartku mocno schłodził sentyment amerykańskich inwestorów indywidualnych. American Association of Individual Investors co tydzień w czwartek rano (naszego czasu) publikuje dane na temat nastrojów swoich członków, którzy zdecydowali się wziąć udział w badaniu.

W ostatnim okresie różnica pomiędzy udziałem „byków” („bulls”) a „niedźwiedzi” („bears”) spadała jeszcze przez 1,5 miesiąca od momentu rozpoczęcia 23 marca odbicia w górę cen akcji w USA. Ta miara sentymentu amerykańskich inwestorów indywidualnych osiągnęła minimum dopiero w pierwszej dekadzie maja spadając wtedy do najniższego poziomu od początku lutego 2016 czyli od momentu, kiedy rozpoczęła się późniejsza 2-letnia silna fala hossy. Z kontrariańskiego punktu widzenia ta najsilniejsza od ponad 4 lat niewiara amerykańskich inwestorów indywidualnych stanowiła oczywiście argument za kontynuacją odbicia, co zresztą szybko potwierdziło się w ciągu następnego miesiąca.

Ubiegłotygodniowy silny spadek indeksu ponownie wywołał u indywidualnych inwestorów nawrót depresji. Saldo „byków” i „niedźwiedzi” spadło w tym tygodniu do poziomu -23,4 pkt., a więc do najniższego poziomu od 5 tygodni. W całej sięgającej 1987 roku historii tego sondażu tylko raz zdarzyło się wcześniej, by pomimo wzrostu wartości S&P 500 o ponad jedną trzecią w ciągu niecałych 4 miesięcy saldo „byków” i „niedźwiedzi” wśród członków AAII utrzymywało tak niską wartość. Zdarzyło się to w czerwcu 2009 roku, a więc w nieco ponad 3 miesiące od dołka Wielkiej Bessy z lat 2007-2009.

O tym, że określenie, którego użyłem na nazwanie wydarzeń sprzed ponad 10 lat – „Wielka Bessa” – jest zasadne pokazuje poniższy obrazek, na którym widać, że skala spadku wartości S&P 500 w latach 2007-2009 była największa od czasów Wielkiego Kryzysu z lat 1929-1932.

Jak widać, ostatni spadek cen akcji w USA, który rozegrał się błyskawicznie w lutym i marcu, był najsilniejszy właśnie od czasu Wielkiej Bessy. Odbicie cen akcji w USA w górę z ostatnich 3 miesięcy było również najsilniejsze od 2009 roku.

Podsumujmy, by niezwykłość obecnej sytuacji stała się bardziej jasna. W okresie luty-marzec ceny akcji spadają najsilniej od czasu Wielkiej Bessy z lat 2007-2009. Późniejsze 3-miesięczne odbicie wartości S&P 500 w górę jest najsilniejsze od okresu marzec-czerwiec, czyli od czasu pierwszej fali wzrostu hossy, która nadeszła na rynkach akcji po Wielkiej Bessie. I tylko obecnie i wtedy w czerwcu 2009, pomimo tak silnego 3-miesięcznego wzrostu cen akcji saldo optymistów („byków”) i pesymistów („niedźwiedzi”) wśród członków Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, miało po tak silnym wzroście wartość niższą niż -20 pkt. proc.

Od lat 30-tych XX wieku na amerykańskich rynku akcji tylko 5 razy zdarzyły się równie silne, co ostatnio 3-miesięczne wzrosty wartości S&P 500: w marcu-czerwcu 2009 (po Wielkiej Recesji), w październiku 1998-lutym 1999 (po kryzysie rosyjskim), w sierpniu-listopadzie 1982 (po bankructwie Meksyku, wcześniej zbankrutował na swoich zobowiązaniach zagranicznych PRL, co musiało zostać przykryte stanem wojennym) oraz w okresie grudzień 1974-marzec 1975 (gospodarcza recesja wywołana szokiem naftowym, rezygnacja prezydenta Richarda Nixona ze stanowiska prezydenta USA, upadek Sajgonu).

Zsynchronizujmy sobie te 5 epizodów na S&P 500 – obecny i te z okresu minionych 80, kiedy w 3 miesiące indeks rósł równie silnie jak ostatnio.

Jak widać w 4 rynkowych epizodach z końca lat 30-tych XX wieku podobnych w opisany przed chwilą sposób do ostatniego w 12 miesięcy po takim sygnale jak ostatnio, indeks był wyżej o 18,1-19,2 proc., zaś 15 miesięcy po takim sygnale +18,2+20,4 proc. wyżej.

Czy ta prawidłowość powtórzy się na Wall Street w ciągu najbliższych 12-15 miesięcy? Pożyjemy – zobaczymy, ale z pewnością nad powyższym należy nieco pomedytować. Oczywiście jedyną analogią historyczną, jaką można znaleźć dla obecnej sytuacji na świecie, jest pandemia grypy hiszpanki z lat 1918-1920, to należy być ostrożnym w wyciąganiu jednoznacznych wniosków. Ale wtedy ceny akcji w USA wzrosły w trakcie pierwszych 23 miesięcy pandemii, która zabiła na świecie według różnych szacunków 17-50 milionów ludzi, o prawie 100 procent.

Na razie – w domyśle z typową dla takich zarazków sezonowością – pandemia wyraźnie przesuwa się z półkuli północnej na południową, gdzie niebawem rozpocznie się kalendarzowa zima. W Europie zdaje się wygasać, natomiast coraz silniej dotyka rejony świata położone bardziej na południe, gdzie liczba nowych przypadków potwierdzonego zarażenia osiągnęła w ostatnich dniach nowe rekordy.

W efekcie ekstrapolacja dotychczasowych trendów sugeruje, że w przyszłym tygodniu na pierwsze miejsce pod względem liczny nowych zarażeń w ciągu tygodnia wyjdzie – wyprzedzając USA – Brazylia.

Oczywiście podstawowe pytanie brzmi, czy jesienią, gdy na półkuli północnej rozpocznie się jesienią „sezon grypowy” pandemia koronowirusa SARS-CoV-2 podejmie próbę powrotu z półkuli południowej, czy też w trakcie jednego sezonu siła wirusa spadnie i nie zdoła on już drugi raz przetoczyć się przez ludne rejony półkuli północnej. Gdyby wirus jednak znów się mocno uaktywnił w naszej części świata jesienią, to zrobi się trochę a nawet całkiem nieprzyjemnie, bo władze krajów znając gospodarcze konsekwencje wymuszonej kwarantanny, tym razem już nie zdecydują się na jej narzucenie i pandemia będzie mogła działać w dużej mierze swobodnie.

Na razie w niektórych krajach, gdzie pandemia miała z takich czy innych względów bardzo ograniczony charakter, możemy obserwować zadziwiające zjawisko silnego spadku poziomu śmiertelności. Takie coś można zobaczyć na wykresie danych dla Finlandii, w której ludzie ze strachu przez pandemią koronawirusa najwyraźniej przestali umierać. przyczyny tego zadziwiające zjawiska wymagają oczywiście dokładniejszego zbadania.

Analogiczny do amerykańskiego wskaźnik nastrojów giełdowych inwestorów będących członkami polskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, czyli Indeks Nastrojów Inwestorów (INI SII) zachował się zupełnie inaczej. Jego wartość wzrosła bowiem po raz kolejny do najwyższego poziomu od stycznia.

W przeszłości równie silne wzrosty tego wskaźnika sentymentu polskich inwestorów indywidualnych następujące w przeciągu 3 miesięcy zwykle ostrzegały przed przynajmniej chwilowym przegrzaniem koniunktury na krajowym rynku akcji (co można ocenić na powyższym obrazku).

Bardzo ciekawie przedstawia się porównania sentymentu polskich i amerykańskich inwestorów indywidualnych. Różnica bowiem pomiędzy wartością tych bliźniaczych wskaźników podskoczyła w czwartek do poziomu, który w przeszłości (historia INI SII sięga 2011 roku) pojawił się wcześniej jedynie 3-krotnie: w marcu 2017, sierpniu 2013 i czerwcu 2011.

Z tego ciekawego zjawiska – amerykańscy prywatni spekulanci w lekkiej depresji, polscy w dobrych nastrojach – trudno chyba na razie jednak wyciągnąć jakiś bardziej wiarygodny wniosek. Z tych 3 przypadków podobnego do obecnego rozjazdu pomiędzy nastrojami spekulantów w Polsce i USA z okresu minionych 9 lat jeden poprzedzał silny spadek (2011), ale w dwu pozostałych epizodach, po późniejszym schłodzeniu nastrojów trwającym nie dłużej niż miesiąc wzrosty cen akcji powracały. Na krótszą metę (najbliższych mniej więcej 4 tygodni), zachowanie tego parametru rzeczywiście sugeruje pewne schłodzenie koniunktury na krajowym rynku akcji.

Wojciech Białek, K(NOW)W FUTURE

Dow JonesKoronawiruss&p 500
Komentarze (0)
Dodaj komentarz