Prezes Boeinga, David Calhoun, ogłosił, że zrezygnuje ze stanowiska. Już za… 9 miesięcy. Decyzja ta jest oczywistym pokłosiem problemów w (nomen omen) katastroficznej skali, które dręczą najsławniejszego producenta cywilnych samolotów.
Choć w istocie, w przypadku rezygnacji ze stanowiska, do dobrego tonu należy uprzedzenie o swoim odejściu, z reguły chodzi o okres jednego-dwóch do kilku tygodni. Tymczasem deklaracja Calhouna o odejściu, biorąc pod uwagę jej odległy horyzont czasowy, brzmi bardziej jak wola dopełnienia czterech lat w fotelu prezesa Boeinga niż chęć faktycznej rezygnacji z tegoż.
Oświadczenie prezesa Boeinga oparte jest na optymistycznym założeniu, że te najbliższe 9 miesięcy na swoim stanowisku w ogóle by przetrwał. To zaś bynajmniej nie jest przesądzone. Nastroje bowiem pośród udziałowców i inwestorów (o klientach czy pracownikach nie wspominając) są, ujmując oględnie, minorowe.
Zobacz też: Casus holenderskich tulipanów? Możliwa bańka i ogromne ceny egzotycznego, choć…
Jeszcze trochę, jeszcze nie teraz
Trudno zresztą, by po całej serii kompromitacji, medialnych afer i blamaży dotyczących polityki firmy oraz jakości jej produktów było inaczej. Wszystkie one bezpośrednio obciążają prezesa i byłby on logicznym kandydatem w przypadku poszukiwania osoby odpowiedzialnej za cały ten bezład i upadek. A okazja ku temu może zaistnieć już za półtora miesiąca, na corocznym zebraniu akcjonariuszy Boeinga.
„Wszystko musi się zmienić, aby wszystko mogło zostać po staremu”
Giuseppe Tomasi di Lampedusa, „Lampart”
W tym kontekście komunikat o rezygnacji – ale odsuniętej daleko w przyszłość – można odczytać jako próbę zabezpieczenia tych właśnie dziewięciu miesięcy do końca roku. I uniknięcia wniosku o wymianę kierownictwa firmy w maju. Próba odwołania bowiem kogoś, kto i tak ma odejść, jest znacznie mniej prawdopodobna.
Zobacz też: McDonald’s gwałtownie kończy operacje w znanym z turystyki kraju
Dalszy kierunek Boeinga
Wraz z Calhounem zrezygnować mają Larry Kellner, obecny przewodniczący rady, a także Stan Deal, szef działu lotnictwa komercyjnego. Tego pierwszego tymczasowo zastąpić ma Steve Mollenkopf, zaś tymczasową tymczasową szefową tego ostatniego wyznaczono Stephanie Pope, dyrektor operacyjną Boeinga. Wedle pojawiających się pogłosek, Pope była uważana za kandydatkę na następczynię Calhouna.
Jest ona jednaj insiderem firmy, a także członkiem kierownictwa, za kadencji którego doszło do wspomnianej, niekończącej się serii wpadek oraz upadku firmy. Stąd też rada ma obecnie szukać kandydata na prezesa spoza firmy. Jego rolą miałaby być głęboka reforma Boeinga, sięgająca daleko poza zwykłą wymianę zarządu.
„Much needed”
Michael O’Leary, CEO Ryanair’a, o zmianach w Boeingu
Obydwie te informacje zostały tyleż pozytywnie, co z ledwie skrywanym wyczekiwaniem i niecierpliwością przyjęte tak przez inwestorów, reprezentantów związków zawodowych, jak i – może przede wszystkim – przez klientów Boeinga. Z których wielu – także tych tradycyjnych – nie mogło nie pomyśleć o Airbusie.
Może Cię zainteresować: