W świecie technologii zdarzają się momenty, które przechodzą do podręczników strategii biznesowej – i właśnie taki rozegrał się wczoraj w Santa Clara. Nvidia, gigant sztucznej inteligencji i lider rynku chipów, ogłosiła inwestycję wartą 5 miliardów dolarów w Intela, firmę, która jeszcze niedawno była synonimem dominacji w branży półprzewodników.
Dla Intela to nie tylko zastrzyk gotówki. To przede wszystkim sygnał, że firma, która od lat traciła dystans do konkurentów, odzyskała sojusznika o nieporównywalnej sile technologicznej i finansowej. Obie spółki zapowiedziały wspólne projekty: układy scalone dla komputerów osobistych i centrów danych, łączące architekturę CPU Intela z grafiką i akceleratorami AI od Nvidii.
Intel w opałach, Nvidia na szczycie
Jeszcze dwa lata temu Intel był ponad dwa razy większy od Nvidii pod względem przychodów. Dziś sytuacja wygląda całkiem inaczej. Nvidia ma szansę w 2025 roku osiągnąć ponad 200 mld dolarów sprzedaży, podczas gdy Intel balansuje na granicy finansowej wiarygodności, obciążony ponad 50 mld dolarów długu. Symboliczne jest to, że Nvidia, niegdyś traktowana przez Intela jako gracz niszowy, dziś występuje w roli jego wybawcy.
Rynki od razu wyczuły wagę tego ruchu. Obligacje Intela zyskały, spready się zawęziły, a akcje w handlu przedsesyjnym wystrzeliły o prawie 30%. W czasach, gdy dostęp do taniego finansowania jest coraz trudniejszy, taki kredyt zaufania ze strony inwestorów bywa bezcenny.
Kapitał polityczny i sojusznicy
Inwestycja Nvidii to kolejny element finansowej układanki. W sierpniu rząd USA zdecydował się objąć blisko 10% akcji Intela, wykorzystując środki z programu Chips and Science Act. Niedługo potem SoftBank niespodziewanie dorzucił 2 miliardy dolarów. Wszystko to pokazuje, że Intel – dawny hegemon – dziś funkcjonuje dzięki sieci sojuszników: państwa, funduszy i teraz także swojego największego konkurenta.
Jak zauważył jeden z analityków z Wall Street, Intel ma „bogatych przyjaciół”. W praktyce oznacza to, że jego przyszłość przestaje zależeć wyłącznie od wewnętrznych wyników finansowych, a zaczyna być oparta na geopolitycznych i branżowych układach.
Co z tego wynika dla rynku?
Dla Nvidii to ruch niemal bez ryzyka. Za mniej niż 5% udziałów w Intelu kupuje sobie lojalność strategicznego partnera i dostęp do x86… Czyli do ekosystemu, który wciąż rządzi światem komputerów osobistych. Dla Intela to ratunek i próba powrotu do gry w segmencie, w którym AMD zyskało przewagę. Połączenie mocy CPU Intela z grafiką Nvidii ma realne szanse, by zagrozić konkurencji na rynku PC.
Ale prawdziwa gra toczy się w centrach danych. Tam Nvidia rozdaje karty. To jej słynne akceleratory AI są dziś de facto standardem, a Intel musi zadowalać się rolą dostawcy „uzupełniających” procesorów. Partnerstwo daje mu szansę pozostania częścią rewolucji, którą sam przegapił… Niemal przespał.
Z jednej strony mamy firmę, która znalazła się pod ścianą, i drugą, która wyznacza tempo całej branży. Z drugiej jednak … Intel, mimo słabości, dysponuje wciąż unikalnymi aktywami – od fabryk (które planuje otworzyć dla innych producentów), po setki milionów komputerów działających na jego architekturze. Co więcej, ma bezpieczne łańcuchy dostaw.
Nvidia doskonale wie, że warto je wykorzystać. Czy to będzie trwały sojusz, czy raczej doraźny układ interesów? Historia Doliny Krzemowej zna wiele takich małżeństw z rozsądku. Zastrzyk gotówki, wsparcie rządu i współpraca z Nvidią dają Intelowi czas. Prawdopodobnie sam nie byłby w stanie go kupić. Nic dziwnego, że inwestorom się to spodobało.