Kiepsko rozpoczął się tydzień na Wall Street. Najważniejsze indeksy znalazły się pod silną presją sprzedających akcje, w niektórych przypadkach można było mówić o najgorszej sesji na przestrzeni ostatnich lat. W ten trend bardzo wyraźnie wpisały się notowania korporacji Tesla. Producent samochodów tego dnia stracił na wartości aż 15 proc. Polityczne zaangażowanie Elona Muska coraz mocniej ciąży firmie.
Tracą wszyscy. Ale Tesla robi to z przytupem
Nie tylko polityczne, ale przede wszystkim gospodarcze decyzje ekipy Donalda Trumpa sprawiły, że zaczęto mówić o możliwej recesji w USA. Rośnie niepewność, a to sprawiło, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy z rynku krytpo i akcji wyparowało ponad 5,5 biliona dolarów, o czym więcej przeczytacie w tym tekście.
Kiepskim nastrojom na giełdzie nie oparły się firmy wchodzące w skład tzw. Wspaniałej Siódemki, którą tworzą korporacje IT. Podczas wczorajszych notowań traciły one po kilka procent, czego przykładem nVidia z 5-procentowym spadkiem. Jednak najmocniej ucierpiała Tesla, której kurs zanurkował o ponad 15 proc. Eksperci szybko przypomnieli, że ostatni raz taką sytuację obserwowano w 2020 roku.
Tym razem polityka nie działa na korzyść biznesu
Wiele osób będzie pewnie zdziwionych zaistniałą sytuacją. Przecież szef firmy, Elon Musk, wszedł właśnie na szczyt – jest prawą ręką Donalda Trumpa, niektórzy określają go nawet mianem drugiej osoby w państwie. Jego sztandarowy biznes powinien rosnąć na giełdzie. Tymczasem Tesla od początku roku straciła na wartości ponad 42 proc. Od grudniowego szczytu jej akcje potaniały o niemal połowę. Czym można to tłumaczyć?

Na pierwszy plan wysuwa się właśnie polityczne zaangażowanie Elona Muska. Praktycznie każdego dnia jest głośno o jego wypowiedziach lub wpisach na platformie X. Wczoraj zasugerował on, że systemy informatyczne X zostały zaatakowane z terytorium Ukrainy, nazwał polskiego ministra „marionetką Sorosa” (a wcześniej także małym człowiekiem), coraz częściej powtarza, że USA powinny się wycofać z NATO. Ale uderza też w Amerykanów: senatora Demokratów Marka Kelly’ego nazwał zdrajcą, bo ten wzywał do dalszego wspierania Ukrainy.
Sprzedaż spada, prognozy nie są optymistyczne. Tesla już nie jest cudem
Nie bez znaczenia jest działalność zespołu DOGE, który ma ciąć wydatki budżetowe w USA. Pojawia się coraz więcej głosów, że działania te przynoszą więcej złego niż dobrego, zamiast oszczędności, jest chaos. Działania Muska i jego podwładnych mają irytować nawet ministrów w rządzie Donalda Trumpa. Multimiliarder forsuje masowe zwalnianie ludzi, a to wzbudza oczywiście protesty. Miejsce mają pikiety pod salonami producenta aut, te ostatnie są też niszczone, sprzedawane lub oddawane w ramach sprzeciwu. Problem dotarł już do szczytów władzy – Donald Trump zapowiedział, że sam kupi samochód od Elona Muska, by ratować biznes „przyjaciela”. Pytanie, czy taka deklaracja przyniesie firmie więcej pożytku czy szkód?
Akcjonariuszom nie musi przeszkadzać samo polityczne zaangażowanie Muska. Problem polega na tym, że przekłada się ono na sprzedaż korporacji. A ta np. w Europie runęła. Rynkowi eksperci tną prognozy, co niepokoi inwestorów. Złośliwi powiedzą też, że następuje wybudzenie z pięknego snu. Bo coraz częściej słychać opinie, że akcje tego podmiotu są po prostu bardzo przewartościowane. Rynowa pozycja firmy nie oddaje jej kapitalizacji. Są firmy motoryzacyjne, które sprzedają znacznie więcej, zarabiają lepiej, a jednak ich kapitalizacja jest znacznie niższa.
Coraz częściej słychać też, że oferta producenta jest przestarzała, że Tesla już tak nie błyszczy na tle konkurencji. A Elon Musk to bajkopisarz, który od lat obiecuje kolejne rewolucje, by potem się z nich nie wywiązywać. I być może rynek nadal by mu to wybaczał, gdyby skupiał się na prowadzonych przez siebie firmach. Tymczasem można odnieść wrażenie, że zeszły one na daleki plan, a multimiliarder z RPA chce przebudować świat wedle swojej wizji…