Największe instytucje prognozują giełdę w 2026 roku. 'Już wiedzą’. Akcje wzrosną czy spadną?

Jeszcze niedawno na parkiecie czuć było lekką zadyszkę. Dziś nastroje wyraźnie się poprawiają. Największe banki inwestycyjne znów patrzą w górę i robią to z coraz większym przekonaniem. Ich najnowsze prognozy dla indeksu S&P 500 pokazują, że ostatnie nerwy związane z bańką na spółkach AI zostały w dużej mierze wymazane z rynkowej pamięci.

Rynki znów uwierzyły, że można jednocześnie mieć wysokie wyceny, stabilny wzrost gospodarczy i taniejący pieniądz. To połączenie, które historycznie bywało równie zyskowne, co niebezpieczne. Prognozy banków są dziś zgodne co do kierunku, ale nie co do skali. A to zwykle pierwszy sygnał, że rynek znajduje się w fazie komfortu, kiedy ryzyka są spychane na dalszy plan. Pytanie nie brzmi już „czy będzie wzrost”, tylko „jak długo potrwa, zanim znów coś zacznie zgrzytać”.

Dziewięć banków, jeden kierunek: wzrost

Analizy przygotowane przez dziewięć czołowych banków inwestycyjnych są zaskakująco spójne co do jednego: średni scenariusz zakłada, że S&P 500 wzrośnie w ciągu najbliższych 12 miesięcy o niemal 10 procent względem obecnej wartości.

Punktem odniesienia jest wczorajsze zamknięcie indeksu na poziomie 6 857 punktów. Przy takich założeniach rynek miałby wyjść powyżej 7 500 punktów jeszcze przed końcem przyszłego roku.

Źródło: FactSet, Financial Times

Skrajne scenariusze. Od 7 100 do ponad 8 000 punktów

Jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. Wśród banków widać wyraźne różnice w apetycie na ryzyko.

Najwięcej odwagi pokazuje Deutsche Bank, który w swoich kalkulacjach celuje powyżej 8 000 punktów na S&P 500 do końca przyszłego roku. To poziom, który jeszcze niedawno brzmiał jak science fiction, a dziś już nie szokuje tak bardzo, jak mógłby szokować rok temu.

Na drugim końcu spektrum znajduje się Bank of America, zdecydowanie bardziej zachowawczy, który widzi indeks w okolicach 7 100 punktów. To wciąż wzrost, ale znacznie skromniejszy i bardziej odporny na rynkowe turbulencje.

Rozpiętość pomiędzy 7 100 a ponad 8 000 pokazuje jedno: kierunek jest wspólny, ale tempo już niekoniecznie.

AI, korekta i szybki powrót apetytu na ryzyko

Jeszcze miesiąc temu na rynku widzieliśmy wyraźne cofnięcie notowań, wywołane rosnącymi obawami o przegrzane wyceny spółek związanych ze sztuczną inteligencją. W pewnym momencie nerwowość była aż nadto widoczna. Część inwestorów zaczęła zadawać sobie pytanie, czy technologia nie wyprzedziła zbyt brutalnie realnych zysków.

Dziś ten strach wyraźnie osłabł. Rynek zachował się dokładnie tak, jak często w ostatnich latach bywało: krótka korekta, szybkie otrzepanie się i powrót kapitału do akcji.

Stopy procentowe i zmiana na szczycie Fed

Prawdziwym paliwem dla obecnych prognoz nie są jednak same spółki technologiczne, lecz oczekiwania wobec polityki monetarnej. Seria gołębich wypowiedzi przedstawicieli Rezerwy Federalnej wyraźnie rozbudziła wyobraźnię inwestorów.

Z wycen kontraktów terminowych wynika dziś, że rynek zakłada trzy lub nawet cztery obniżki stóp procentowych po 25 punktów bazowych każda do końca przyszłego roku. Taki scenariusz działa na akcje jak tlen, zwłaszcza w środowisku wysokich wycen i sporego zadłużenia przedsiębiorstw.

Do tego dochodzi czynnik polityczny, którego nigdy nie wolno lekceważyć. W maju przyszłego roku kończy się kadencja Jerome’a Powella jako szefa amerykańskiego banku centralnego. Coraz głośniej mówi się o jego następcy.

W ostatnich dniach na giełdzie nazwisk wyraźnie wybija się Kevin Hassett, postrzegany jako zwolennik niższych stóp procentowych i bardziej elastycznego podejścia do inflacji. Jeśli to on faktycznie przejmie stery, rynek niemal na pewno odczyta to jako zielone światło dla łagodniejszej polityki pieniężnej.