Marihuana spadnie z listy twardych – przynajmniej w sensie prawnym – narkotyków. Donald Trump podpisał długo oczekiwany dekret wykonawczy, w którym polecił przeklasyfikowanie popularnego „zioła” – jakkolwiek głównie z intencją o zastosowaniach medycznych, a nie takich, które sugerować może nazwa „zioło”. Choć zarządzenie to swoje skutki będzie mieć na rynku amerykańskim, to swoje skutki może mieć także poza nim, jako że USA uchodzą za bezsprzecznie największy rynek wyrobów z konopi na świecie, większy niż wszystkie pozostałe razem wzięte.
Zarządzenie Trumpa, w sensie technicznym, nie promulguje nowego stanu prawnego. Stan ten, w prawie federalnym i w odniesieniu do narkotyków – czy też, jak to określa się w tamtejszym żargonie prawnym, „substancji kontrolowanych” (do ich grona zalicza się naturalnie także marihuana) – określa ustawa Controlled Substances Act (CSA), uchwalona jeszcze w 1970 roku. W myśl jej zapisów, substancje psychoaktywne oraz podobne zostały podzielone na pięć kategorii (schedules).
Dotychczas „poczciwa” marihuana znajduje się w kategorii I – tej uznanej za najbardziej szkodliwą, a przy tym najbardziej sprzyjającą uzależnieniu. I choć wpływ konopi indyjskich na zdolności intelektualne osób regularnie (a zwłaszcza zbyt regularnie) je palących jest raczej bezdyskusyjny, to jak wiadomo, marihuana może mieć także rozliczne zastosowania medyczne. Tymczasem federalna klasyfikacja szeregowała ją w tym samym gronie, co substancje takie jak fentanyl czy heroina.
Marihuana „dymi” na giełdach
Stan ten od dawna był przedmiotem krytyki, i to nawet ze strony środowisk niesłynących ze skłonności do nadmiernie liberalnej polityki narkotykowej. W szczególności, z oczywistych względów, lobbował za tym sektor hodowców konopi indyjskich oraz wytwórców korzystających zeń wyrobów. Jak się okazuje – lobbował skutecznie. Ogłoszony we czwartek dekret Trumpa nakazuje bowiem przeklasyfikowanie jej z kategorii I do III – obejmującej substancje wciąż ryzykowne, ale mające też swoje benefity.
Doniesienia dotyczące przeklasyfikowania konopi pojawiały się już wcześniej – nie wyszły jednak poza etapy studiów i analiz. Jak to często bywa w przypadku procedur administracyjnych, tym razem zmiany nie nastąpią od razu – federalna biurokracja może je „mielić” przez tygodnie albo nawet miesiące. Jednak rynek już zareagował. Akcje podmiotów działających w sektorze konopi we czwartek wystrzeliły w górę. Przeniesienie do mniej restrykcyjnej kategorii jest dla nich szczególnie dobrą wiadomością.
Pomimo bowiem, że większość stanów USA w mniejszym lub większym stopniu je zalegalizował. obowiązująca, restrykcyjna klasyfikacja federalna w przemożnym stopniu utrudniała tym podmiotom dostęp do kapitału (potencjalnie wystawiając inwestorów na odpowiedzialność prawną) czy prowadzenie badań nad nowymi zastosowaniami. Tymczasem sektor tych zastosowań jest w USA olbrzymi. Ocenia się, że rynek wyrobów z konopi w USA (ten legalny, rzecz jasna) jest wart ok. 45–47 miliardów dolarów.
Odpowiada to 70 procentom całego globalnego rynku legalnej marihuany.