Michael Burry wrócił na pierwsze strony finansowych serwisów w sposób, który doskonale pasuje do jego publicznego wizerunku. Człowiek, który przed kryzysem 2008 roku potrafił dostrzec pęknięcia tam, gdzie inni widzieli tylko stabilność, dziś stawia się w kontrze do jednej z najsilniejszych narracji rynkowych ostatnich lat, boomu na sztuczną inteligencję.
Jego najnowszy ruch to zakład przeciwko Nvidii i Palantirowi, dwóm spółkom-symbolom obecnej hossy technologicznej. Skala pozycji, około 10 milionów dolarów w opcjach put, nie jest duża w relacji do kapitalizacji tych firm, ale w przypadku Burry’ego nie chodzi o wielkość betu, ale o sygnał.
Strategia Burry’ego: wcześnie, ale z przekonaniem
Burry nigdy nie ukrywał, że jego styl polega na byciu niekomfortowo wcześnie. Sam przyznawał, że w czasach bańki dotcomowej i rynku nieruchomości jego największym problemem nie było „czy”, lecz „kiedy”. Ta cecha, która jednych doprowadzała do szału, innym przyniosła setki milionów dolarów zysku.
W obecnym cyklu Burry uważa, że rynek AI oderwał się od realiów ekonomicznych. Nie kwestionuje samej technologii ani jej długoterminowego znaczenia. Jego teza dotyczy wycen, struktury finansowania i wzajemnych zależności pomiędzy największymi graczami.
Nvidia: lider rynku czy zbyt agresywna księgowość?
Najbardziej kontrowersyjna część narracji Burry’ego dotyczy Nvidii. Według niego spółka korzysta z praktyk, które sztucznie wydłużają ekonomiczny „czas życia” chipów i poprawiają krótkoterminowy obraz wyników. Dodatkowo zwraca uwagę na relacje z kluczowymi klientami, takimi jak wielkie firmy chmurowe, gdzie finansowanie zakupów sprzętu zaczyna przypominać zamknięty obieg kapitału.
Porównania do Enronu są mocne i, co warto podkreślić, zdecydowanie odrzucane przez samą Nvidię. Spółka podkreśla przejrzystość raportowania i realną rentowność biznesu. Rynek, przynajmniej na razie, wydaje się skłaniać ku tej wersji, bo mimo zmienności kurs pozostaje wysoko.
Zakład Burry’ego zaczyna przynosić zysk dopiero przy spadku akcji Nvidii w okolice 110 dolarów do 2027 roku, co oznaczałoby korektę rzędu około 37% względem obecnych poziomów.
Palantir: wielkie ambicje, wąska baza przychodów
W przypadku Palantira argumentacja jest inna. Burry widzi spółkę jako nadmiernie uzależnioną od kontraktów rządowych, które z jednej strony zapewniają prestiż i stabilność, z drugiej ograniczają skalowalność marż. Dodatkowo wskazuje na wysokie wynagrodzenia kadry zarządzającej i coraz ostrzejszą konkurencję, także ze strony firm, które nie są kojarzone bezpośrednio z AI, jak IBM.
Jego scenariusz bazowy zakłada, że do 2027 roku akcje Palantira mogłyby spaść w okolice 50 dolarów, z obecnych poziomów bliskich 200 dolarów. To prognoza, która brzmi ekstremalnie w kontekście aktualnego entuzjazmu inwestorów.
Problem z Burry’m: racja kontra timing
Historia ostatnich kilkunastu lat pokazuje, że Burry często trafnie identyfikuje ryzyka, ale myli się co do momentu ich materializacji. Krytycy przypominają jego liczne ostrzeżenia przed krachem, które nie zawsze przekładały się na realne spadki rynku. Sam Burry przyznawał się do błędów, korygował swoje stanowisko i nigdy nie twierdził, że jego tezy są prognozami krótkoterminowymi.
To rodzi zasadnicze pytanie dla inwestorów: czy obecne wyceny spółek AI faktycznie przypominają bańkę z przełomu wieków, czy raczej odzwierciedlają nową strukturę gospodarki cyfrowej, w której zwycięzca bierze wszystko? I przede wszystkim, czy zwycięzców może być wielu?
Zakład Burry’ego nie jest sygnałem do panicznej sprzedaży ani dowodem na nieuchronny krach. Ale faktem jest, że AI może zmienić świat, a jednocześnie akcje firm z tego sektora mogą okazać się przewartościowane. Dla długoterminowych inwestorów Burry stawian na lekcję, by oddzielać technologię od ceny i zadawać pytania, które w czasie hossy brzmią nie na miejscu.