Mastercard chce decydować, jakie gry mogą kupować jego klienci. Operator przyłapany

Uwadze szerokiego grona publiki, nawet tego z reguły zainteresowanego grami komputerowymi, być może umknąć mogło wydarzenie z czwartego tygodnia ubiegłego miesiąca. Steam, popularna platforma gamingowa, usunęła wówczas szereg gier z oferty dla klientów. Uczyniła tak nie z własnej woli. Decyzję podjął za nią – jeśli można ti tak określić – znany operator płatności bezgotówkowych, Mastercard. Pośrednik miał zaszantażować platformę – jego kierownictwu nie podobał się bowiem charakter gier. Brzmi znajomo?

W przypadku większości ludzi – a zwłaszcza większości graczy – panoszenie się osób trzecich, którzy lepiej od samego zainteresowanego wiedzą, do jakich treści powinien on mieć dostęp, a do jakich nie, są raczej przyczynkiem do głębokiej, nazwijmy to, irytacji. Argumenty, w myśl których osoby te czynią to „dla ich własnego dobra” nie tylko nie wywołują wdzięczności, ale też wiodą do jeszcze głębszego, jeśli to możliwe, wzburzenia. Ostatecznie jest to przejaw nie tylko bezprzykładnej arogancji, ale też uzurpacja władzy nad zakresem fundamentalnych swobód osobistych.

Władzę taką, ze zrozumiałych względów, powinni mieć rodzice nad dziećmi (choć też można się spierać nad jej zakresem). Zdecydowanie nie powinni natomiast mieć takiej władzy polityczni i korporacyjni aktywiści nad ogółem populacji. Wiedzie to bowiem wprost do informacyjnego zamordyzmu. Niewiele różniącego się ideowo od najgorszych doświadczeń tyrańskich reżimów znanych z historii – z tą jedynie drobną różnicą, że funkcje cenzury nad dostępnymi publicznie treściami, miast stanowić obowiązek państwowej cenzury czy partyjnych ideologów, outcourcowane są właśnie do owych aktywistów.

Mastercard z propozycją nie do odrzucenia

Najnowszy przypadek właśnie takiego zamordyzmu miał miejsce w przypadku platformy gamingowej Steam. Nie chodzi przy tym o irytujące narzędzia kontrolne, jakie sam Steam usiłuje narzucić graczom – choć to temat na osobne omówienie. Chodzi o bibliotekę dostępnych na platformie gier. Bibliotekę tę przed dwoma tygodniami właśnie uszczuplono. Steam podjąć miał ten krok w wyniku dyskretnej i w ogóle niezobowiązującej sugestii (innymi słowy: szantażu) ze strony znanego operatora płatności bezgotówkowych, firmy Mastercard. Nie pierwszego zresztą w jej historii.

Ta zażądać miała usunięcia gier zawierających elementy „dla dorosłych”. Jak twierdzi Valve, firma-matka platformy Steam, otrzymała ona niedwuznaczną informację, że jej wewnętrzną moderację Mastercard uznał za „niewystarczającą”. Platforma argumentowała, że treści na niej oferowane są legalne. Być może legalne – ale ważniejszy od prawa miała okazać się Zasada 5.12.7. regulaminu operatora. W przypadku zaś braku usunięcia nieprzyzwoitych gier (chodziło o ok. 50 tytułów) cała platforma miałaby być zagrożona odcięciem od obsługi płatności.

Korporacyjnej „marce” aby wszystko wolno?

Z początkiem sierpnia Steam, który musiał się z tego powodu mierzyć z kontrowersjami, opublikował przyczyny posunięcia. Kontrowersje są przy tym nader uzasadnione. Choć wspomniane gry niekoniecznie muszą cechować się wysokim poziomem, to oczywiście nie to stanowi clou – a fakt, że przez nikogo nieupoważniony i nie mający żadnego mandatu społecznego operator uważa się za władnego decydować, jakie treści mogą być oferowane, a jakie nie. I wyzyskuje swoją pozycję rynkową (notabene od dawna będącą przedmiotem oskarżeń antymonopolistycznych), by narzucać swoje kaprysy klientom „w imię ochrony marki”.

Ze swej strony Mastercard wydał oświadczenie, w którym zaprzeczył tej wersji wydarzeń. Jak twierdzi operator, w żadnym wypadku nie kontaktował się on z Valve czy Steamem i nie żądał usunięcia gier. W istocie, odpowiedziały te ostatnie, Mastercard nie kontaktował się z nimi – ich żądanie przekazano bowiem za pośrednictwem „partnerów bankowych”, zaś z samymi przedstawicielami platformy gamingowej operator miał nawet nie chcieć rozmawiać – pomimo ich prób kontaktu. Teraz mogą nie mieć wyjścia. Wściekli gracze mieli zalać kanały komunikacyjne operatora wezwaniami do usunięcia blokady – lub ich bojkotu.

Może czas wypróbować krypto?