Mark Spitznagel ostrzegł przed krachem stulecia. 'Okłamują was’. To najczarniejszy scenariusz?

Mark Spitznagel to nie kolejny komentator, który chce błysnąć w telewizji. Szef Universa Investments, funduszu znanego z unikalnej strategii zabezpieczania portfeli na wypadek „czarnych łabędzi”. Od lat buduje reputację człowieka, który myśli na przekór tłumowi. Już w 2024 r. mówił, że zbliża się „najgorszy krach od 1929 roku”. Ostatnio powtórzył, że tąpnięcia na rynkach z kwietnia to dopiero przystawka, a nie żadne danie główne.

Jego ostrzeżenia (jak zwykle) trafiają w czuły punkt. Po ogłoszeniu przez Donalda Trumpa ceł, które w niektórych przypadkach przekroczyły 100%, indeksy amerykańskie wpadły w rynek niedźwiedzia, a wskaźnik VIX – termometr strachu na Wall Street – wspiął się do poziomów niewidzianych od czasów pandemii. Większość inwestorów odruchowo spanikowała.

Spitznagel mówił wtedy: to pułapka, a prawdziwy Armageddon jest przed nami. Prawdopodobnie miał racje, rynki szybko odrobiły straty. Panika przed nami?

Kredytowa bańka wszech czasów

W wywiadach dla amerykańskiej prasy Spitznagel konsekwentnie powtarza, że największym zagrożeniem jest dług. Nie prywatny, ale przede wszystkim publiczny. USA są dziś zadłużone po uszy, a Fed, podnosząc stopy, próbował spowolnić inflację … Jednocześnie dociskając śrubę gospodarce. To jego zdaniem doprowadziło do stworzenia „największej bańki kredytowej w historii”.

A z bańkami, jak wiemy, sprawa jest prosta – prędzej czy później pękają. Problem w tym, że – jak twierdzi – obecnie nie ma już odwrotu. Fed znalazł się w narożniku, a każde kolejne posunięcie jedynie pogłębia ryzyko. W efekcie gospodarka przypomina balon pompowany ponad miarę. Nie wiadomo tylko, w którym momencie guma puści. A puścić musi. Tak też głosi tzw. 'szkoła austriacka’, której Spitznagel jest zwolennikiem.

Portfel na trudne czasy

Filozofia inwestycyjna Spitznagela różni się diametralnie od tego, co usłyszymy w przeciętnym biurze maklerskim. Gdy większość doradców mówi o „dywersyfikacji” jako złotym środku, Spitznagel twierdzi , że jest to … Wielkie kłamstwo. W jego przekonaniu klasyczna dywersyfikacja nie ochroni inwestora, gdy pęknie bańka systemowa. Wtedy wszystko spada jednocześnie.

Co więc robić? Zamiast gonić za kolejną falą hossy, należy budować portfel odporny na ekstremalne scenariusze. Universa słynie z tego, że stosuje asymetryczne zabezpieczenia… Są drogie, gdy patrzymy w krótkim terminie, ale niezwykle skuteczne, gdy przychodzi kryzys. To inwestowanie, które przypomina bardziej ubezpieczenie niż grę na wzrosty. Niestety, by zostać partnerem funduszu minimalna inwestycja to 50 milionów dolarów.

Dlaczego warto go słuchać?

Oczywiście, sceptycy powiedzą: katastroficzne prognozy słyszeliśmy już setki razy. Faktycznie – rynek amerykański wielokrotnie ignorował ostrzeżenia i wspinał się na nowe szczyty. Ale warto pamiętać, że Spitznagel nie buduje swojej reputacji na krzykliwych nagłówkach. Jego fundusz zarobił fortunę podczas krachu w marcu 2020 r., gdy inni liczyli straty.

Kolejny raz obłowił się podczas spadków z kwietnia. Można się z nim nie zgadzać, można uważać jego styl za przesadzony. Ale to głos, którego nie wolno ignorować. Bo jeśli ma rację, mówimy o krachu, który – jak sam twierdzi – może obniżyć giełdowe indeksy nawet o 80%.

Nie każdy ma dostęp do skomplikowanych instrumentów pochodnych, jakimi posługuje się Universa. Ale sama filozofia – by nie ulegać euforii rynku i nie traktować dywersyfikacji jak magicznej tarczy to zawsze cenna uwaga. A jak wiemy, w świecie finansów autorytet ma znaczenie.