Mark Spitznagel to inwestor, który zbudował reputację na obstawianiu rzadkich, katastrofalnych zdarzeń rynkowych. Teraz ponownie stawia tezę, która elektryzuje Wall Street. Hossa może być niczym innym jak przedsionkiem wielkiego krachu. Szef Universa Investments przypomina, że historia rynków to historia cykli – a te nie kończą się miękkim lądowaniem, lecz zwykle wybuchają spektakularnie.
Legendarny inwestor porównuje obecną sytuację do roku 1929, kiedy po dekadzie „ryczących lat dwudziestych” giełda jeszcze przyspieszyła, tylko po to, by runąć w przepaść. I choć jego analogie do Wielkiego Kryzysu mogą wydawać się przesadzone, to sam inwestor nie ma wątpliwości: „Jestem gościem od krachów i nim pozostanę”. Czy Nasdaq, rozpędzony przez AI powtórzy historię z krachu dot-comów?
Rajd karmi iluzję
Nie ma przy tym złudzeń: zanim wydarzy się „wielkie załamanie”, rynek może wspiąć się jeszcze wyżej. Jego zdaniem, S&P 500 ma przestrzeń nawet do 8 000 punktów – wzrost rzędu 20% od obecnych poziomów. Pomogą w tym obniżki stóp Fedu, oczekiwania na lepsze zyski spółek i swoista „perwersja rynków”, które – jak mówi Spitznagel – „istnieją po to, by ludziom robić na złość”.
To, co dziś wielu inwestorów interpretuje jako początek nowej złotej ery, on widzi jako klasyczny „blow-off top”, czyli euforyczne wybicie przed historycznym upadkiem. W swojej wizji amerykańska gospodarka ma ugiąć się nie pod ciężarem recesji samej w sobie, ale pod presją kosztów finansowania – efektu dekady ultrataniego pieniądza, którego konsekwencje dopiero zaczynają być widoczne.
Ubezpieczenie na koniec świata
Strategia Universa Investments od lat przypomina (drogą) polisę. Naprawdę działa wtedy, kiedy świat finansów się wali. W 2008 roku, w 2015 podczas flash crashu czy w 2020 przy COVID-owej panice, fundusz Spitznagela zarabiał wtedy, gdy inni liczyli straty. Od początku działalności Universa ma średnią stopę zwrotu przekraczającą 100% kapitału. To niesamowity wynik, który nie sposób zlekceważyć.
To paradoks: fundusz uchodzi za najbardziej „niedźwiedzi” instrument rynku, ale klienci używają go… By móc jeszcze agresywniej grać na wzrosty. Dlaczego? Mają świadomość, że w razie katastrofy Universa zadziała jak znakomity bezpiecznik. Przynajmniej tak było prawie zawsze do tej pory.
Austriacki duch w tle
Widać tu wyraźnie inspirację austriacką szkołą ekonomii, tak bliską myśleniu Spitznagela. Nadmierna ekspansja kredytowa, sztuczne podtrzymywanie cyklu przez bank centralny, brak realnej korekty. Właśnie to wszystko prowadzi nie do „miękkiej” stagnacji, ale do bolesnego resetu. Spitznagel sam nazywa to konsekwencją „budowy na zbyt kruchym fundamencie”.
Oczywiście, można się z nim nie zgadzać. Faktem jest, że rynki od lat ignorują najczarniejsze prognozy, a indeksy, zamiast się załamywać osiągają się na rekordy. Jednak scenariusz ten jest też tym, czego ostatnio spodziewał się Spitznagel i o czym informował, udzielając wywiadów. Do krachu potrzeba jeszcze większej euforii?