Kurs akcji Apple wystrzelił. 'Nie widzieliśmy czegoś takiego od 2020 roku’. Co na to Jim Cramer?

Apple to wręcz ikona amerykańskiego biznesu. Akcje firmy z Cupertino mają za sobą najlepszy tydzień od 2020 roku. Dlaczego? Niespodziewany zwrot w relacjach Apple z prezydentem Donaldem Trumpem… Który jeszcze kilka miesięcy temu wydawał się niemożliwy. Dziś jest jasne, że Stany Zjednoczone nie wystawią największych 'dojnych krów’ na wiatr.

Tim Cook i Trump ogłosili umowę, która jednocześnie wzmacnia amerykańską gospodarkę i daje Apple ulgę od ryzykownych ceł. Efekt na rynku był natychmiastowy. Akcje giganta skoczyły błyskawicznie i kontynuują zwycięską passę. Jim Cramer wskazał, że sektor technologiczny wręcz rośnie na fali Apple, gdzie optymizm wywołuje 'pozytywny efekt domina’.

W takich warunkach jak mawia Jim Cramer, lepiej „mieć Apple na stałe w portfelu, niż próbować je przebić w krótkim terminie”. Gospodarz programu 'Mad Money’ już wcześniej mówił, że spadki w sektorze tech napędzane cłami prawdopodobnie czynią wiele akcji spółek ciekawymi do inwestowania. Obecnie indeks Nasdaq znów 'flirtuje’ z rekordowymi poziomami w historii.

Akcje Apple mają ze sobą najmocniejszą sesję od maja tego roku. Źródlo: Bloomberg

Inwestycje i unik celny

Sedno porozumienia? Apple zobowiązał się do inwestycji rzędu 100 mld dolarów w amerykańskich dostawców i firmy w ciągu czterech lat. W pakiecie jest m.in. 2,5 mld dolarów na fabrykę szkła do iPhone’ów w USA.

To efekt tego, że Trump w swojej ulubionej scenerii, czyli w Gabinecie Owalnym zapowiedział 100% cło na importowane chipy i półprzewodniki… Ale z wyjątkiem firm, które budują w Stanach. Apple, jako „dobry uczeń” w nowej szkole amerykańskiego patriotyzmu przemysłowego, znalazł się w gronie beneficjentów.

Dla kontekstu jeszcze wiosną Trump straszył 25% cłem na iPhone’y produkowane poza USA. Wtedy rynek drżał, a Apple boleśnie odczuwał te zapowiedzi w wycenie. Teraz miecz Damoklesa zniknął, przynajmniej na jakiś czas. Pytanie, co z konkurencją?

Samsung, który ma fabryki w Korei i Wietnamie, może stanąć przed wyborem. Albo zaakceptować gigantyczny cios w marże, albo przenieść produkcję bliżej Białego Domu. I to bez cienia przesady. Ale to tylko jeden element układanki.

Źródło: Bloomberg

Biznes kwitnie

Apple od tygodnia jest w euforycznym nastroju po wynikach za trzeci kwartał fiskalny. Przychody wyniosły 94 mld dolarów, zyski 1,57 dolara na akcję. Obie liczby wyraźnie powyżej prognoz. Największe zaskoczenie? Sprzedaż iPhone’ów na poziomie 44 mld dolarów, o ponad 4 mld więcej niż oczekiwało Wall Street. To pokazuje, że mimo wszystkich obaw popyt na flagowy produkt firmy wciąż ma się świetnie.

Oczywiście nie wszystko jest różowe. Usługi, w tym gigantyczny kontrakt z Google wart 20 mld rocznie, mogą być zagrożone wyrokiem w sprawie antymonopolowej. Jeśli sąd nakaże zakończenie umów na wyłączność, Apple straci jedno z najbardziej dochodowych źródeł przychodów. Ale to wydaje się wątpliwe, ponieważ Biały Dom staje na głowie, by pomóc a nie uderzyć w BigTech.

Do tego dochodzi presja, by wreszcie pokazać coś poważnego w AI. W końcu w wyścigu sztucznej inteligencji Siri wciąż stoi w bloczkach, podczas gdy konkurencja już kręci kolejne okrążenia. Patrząc na ostatnie dni, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Tim Cook rozegrał partię po mistrzowsku.

Z jednej strony pokazał Białemu Domowi gotowość do inwestycji w krajowy przemysł, z drugie… Kupił firmie spokój od potencjalnie zabójczych dla marży i wycen. Właśnie to jest największa lekcja dla inwestorów. Po prostu Apple wciąż „potrafi to rozgrywać”, nawet jeśli gra odbywa się na zupełnie innym boisku, niż przyzwyczailiśmy się przez ostatnią dekadę. Teraz uwaga skupia się na przyszłości biznesowej Apple’a.