Na Wall Street wciąż trwa hossa. Indeksy szybują blisko historycznych rekordów, a inwestorzy, zmęczeni inflacyjną zawieruchą i falą pesymizmu z wojny celnej, patrzą w przyszłość z optymizmem. Teraz, za kulisami tego euforycznego nastroju coraz głośniej słychać ostrzeżenia.
Dwa wskaźniki, legendarne wśród analityków – zaczynają świecić na czerwono. Zatem rok 2026 może przynieść słabość akcji, co byłoby także zgodne z ponad 100-letnią prognozą Samuela Bennera i jego wizją cyklu. To właśnie ten rok w dobrze znanym wykresie Bennera wskazuje na dobry czas do sprzedaży i przesilenie.
Giełda bije rekord
Pierwszy z nich to tzw. wskaźnik Buffetta – ulubione narzędzie samej „Wyroczni z Omaha”. Jego koncepcja jest prosta: porównuje łączną wartość wszystkich amerykańskich akcji do wielkości gospodarki (PKB). Innymi słowy, pokazuje, jak bardzo wyceny spółek oderwały się od realnej produkcji i dochodów kraju.
Kiedy Buffett opisywał ten wskaźnik na łamach Fortune w 2001 roku, ostrzegał, że jeśli jego poziom zbliży się do 200%, inwestorzy „bawią się ogniem”. Dziś po niemal ćwierć wieku płomień ten buchnął pełną mocą. Wskaźnik osiągnął rekordowe 219%, najwyżej w historii amerykańskiego rynku.
Warto przypomnieć, że dwa poprzednie momenty, gdy ta miara zbliżała się do granicy 200%, kończyły się podobnie … Najpierw pękła bańka internetowa w 2000 roku, potem przyszło załamanie z 2022 roku, gdy S&P 500 spadł o ponad jedną czwartą. Czy to przypadek? Być może. Ale historia rzadko jest dla giełdy łaskawa, gdy euforia trwa zbyt długo.
Wskaźnik Shillera
Drugim ostrzeżeniem jest wskaźnik Shillera CAPE, czyli tzw. „cyklicznie skorygowany współczynnik P/E”. To dzieło Roberta Shillera z Yale – ekonomisty, który dostał Nobla za zrozumienie, jak emocje i psychologia napędzają rynki. CAPE patrzy na zyski spółek nie w ujęciu rocznym, lecz średnio z całej dekady, korygując o inflację. Dzięki temu wychwytuje momenty, gdy rynek zaczyna żyć bardziej nadzieją niż rachunkiem ekonomicznym.
CAPE nie pomylił się w najważniejszych momentach XX wieku. W 1929 roku wzbił się na szczyt tuż przed Wielkim Kryzysem. W 1999 – przed pęknięciem bańki dotcomów. Z kolei w2021 – przed gwałtowną korektą spowodowaną wzrostem stóp procentowych. Dziś wskaźnik znów jest na drugim najwyższym poziomie w historii. To nie znaczy, że krach jest nieunikniony. Ale lekceważenie takiej zbieżności byłoby nieodpowiedzialne.
Historia nie zawsze się powtarza
Rynki finansowe mają to do siebie, że potrafią długo ignorować rzeczywistość. Alan Greenspan ostrzegał przed „irracjonalną euforią” już w 1996 roku, a S&P 500 niemal się podwoił, zanim przyszło załamanie trzy lata później. Dzisiejszy rynek może więc trwać w tym stanie jeszcze długo – dopóki inwestorzy wierzą, że inflacja spadnie, Fed obniży stopy, a gospodarka uniknie recesji.
Ale każda hossa kończy się w podobny sposób – nie wtedy, gdy brakuje zysków, lecz gdy brakuje wiary w ich trwałość. Uważamy, że skoro oba wskaźniki – Buffetta i Shillera – biją historyczne rekordy, rozsądek staje się najtańszym ubezpieczeniem. Dobrze jest trzymać część środków w gotówce, ostrożnie wybierać spółki z realnym wzrostem i zdrowymi fundamentami.