To miał być tylko zwykły raport kwartalny. Tymczasem w piątkowy poranek akcje jednej z najgłośniejszych marek odzieżowych świata — Lululemon Athletica — runęły o ponad 20% w zaledwie kilka godzin. Inwestorzy są w szoku, analitycy przecierają oczy ze zdumienia, a rynki mówią wprost: to nie chwilowa korekta, to sygnał ostrzegawczy dla całej branży. Podobnie akcje Pumy spadły w tym roku o 50%. Słabo wygląda Adidas i Nike.
Przegrzany rynek, rozczarowujące prognozy
Choć Lululemon nadal notuje miliardowe przychody, to coś wyraźnie się zacięło. Spółka opublikowała prognozy wyników finansowych na drugi kwartał i cały rok, które nie spełniły oczekiwań rynku. Sprzedaż ma sięgnąć od 2,54 do 2,56 miliarda dolarów, co jest poniżej konsensusu rynkowego (2,57 mld).
Jeszcze bardziej rozczarowuje prognoza zysku na akcję … Zrewidowana w dół z wcześniej oczekiwanych $15.15 do zaledwie $14.58–14.78. Nie dziwi więc, że instytucje takie jak JPMorgan i UBS obniżyły cenę docelową akcji odpowiednio do $303 i $290. To sygnał, że zaufanie rynku do firmy zostało mocno nadszarpnięte.
Cła uderzają w fundamenty
Ale za słabymi prognozami kryje się coś więcej niż tylko cykl koniunkturalny. Nowe taryfy celne na odzież i obuwie sprowadzane z Azji, w szczególności z Chin, uderzają w marże firm takich jak Lululemon. CFO firmy, Meghan Frank, nie owijała w bawełnę – przyznała, że spółka planuje podwyżki cen, by zrekompensować rosnące koszty importu.
„Będą to umiarkowane zmiany, obejmujące tylko część asortymentu,” zapewniała. Ale rynek wie swoje — w czasach ostrej konkurencji i ostrożnych konsumentów nawet niewielkie podwyżki mogą oznaczać odpływ klientów. CEO Lululemon, Calvin McDonald, wskazał podczas konferencji wynikowej na spadek konsumenckiego entuzjazmu w USA.
„Klienci są bardzo rozważni w podejmowaniu decyzji zakupowych,” powiedział, dodając że choć firma stara się dostarczać innowacyjne produkty, to popyt jest chłodniejszy niż oczekiwano. To szczególnie niepokojące w kontekście całego sektora dóbr konsumpcyjnych premium, który jeszcze niedawno uchodził za odporny na recesję. Okazuje się jednak, że nawet lojalni klienci zaczynają liczyć każdy dolar, zanim kupią kolejne legginsy za $130
Czy chińska konkurencja dobija gigantów?
Nie można też ignorować rosnącej presji ze strony konkurencji z Chin, która coraz śmielej wchodzi na rynek zachodni z produktami o porównywalnej jakości, ale znacznie niższej cenie. Marki takie jak Anta, Li-Ning czy nawet Shein już teraz przejmują klientów szukających tańszych alternatyw.
Dla firm takich jak Lululemon, które opierały się na prestiżu i marżach premium, to realne zagrożenie. Zwłaszcza gdy do równania dodamy jeszcze cła, słabnący popyt i kurczące się prognozy.
Syrena alarmowa dla całej branży?
Akcje Lululemon są już 30% na minusie w 2025 roku, a dzisiejsze tąpnięcie może być dopiero początkiem. Wśród inwestorów narasta przekonanie, że przemysł odzieżowy może wchodzić w dekadę stagnacji i restrukturyzacji. Nie chodzi tylko o jedną firmę — chodzi o cały model biznesowy, który opierał się na ciągłym wzroście cen, prestiżu marki i bezproblemowym imporcie z Azji.
Teraz, gdy świat coraz bardziej zamyka się w handlowych granicach, a konsument ostrożnie kalkuluje każdą wydaną złotówkę — ten model może się po prostu nie sprawdzić. Nie wszystko jeszcze stracone. Marka ma lojalną bazę klientów, silną rozpoznawalność i wciąż bardzo solidne fundamenty operacyjne. Ale potrzebne będą trudne decyzje: o restrukturyzacji łańcucha dostaw, dostosowaniu polityki cenowej i być może zmianie filozofii produktu. Jedno jest pewne: era bezkarnego wzrostu się skończyła. I nie tylko dla Lululemon.