Klątwa gospodarki surowcowej: zakaz eksportu litu, ale minerały ratują walutę

Władze Zimbabwe chcą zakazać eksportu surowego koncentratu litu. nie od razu – miałby on wejść w życie dopiero za pół roku. Zakaz ten, co bynajmniej nie jest oczywistością w przypadku Zimbabwe, nie wynika jednak z przyczyn politycznych ani też niechęci wobec „kolonialnego Zachodu”. Ma on natomiast stanowić dość rozpaczliwą próbę doprowadzenia do budowy bazy przemysłowej w kraju.

Informacje dot. zakazu eksportu litu przekazał oficjalnie Jenfan Muswere, „minister informacji” (stanowisko niegdyś znane jako „minister propagandy”) rządu w Harare (d. Salisbury). Restrykcje wejdą w życie w styczniu 2027 roku. Zimbabwe posiada bogate złoża litu – a także licznych innych metali i pierwiastków – które jednak w większości eksploatowane są przez zagraniczne koncerny. Przykładowo, w zeszłym roku z kraju tego pochodziło 14% surowca sprowadzonego przez Chiny, największego importera tego metalu.

Nie znaczy to, że Zimbabwe chce zrezygnować z litu jako towaru eksportowego. Wprost przeciwnie – władze chcą w ten mało subtelny sposób „zachęcić” zewnętrznych inwestorów do współpracy. A konkretnie, budowy na miejscu bazy przemysłowej do obróbki wydobywanych tam metali. I ma to przynosić efekty – władze pochwaliły się, że dwie firmy, Arcadia Lithium oraz Bikita Minerals, już rozpoczęły inwestycje w zakłady przetwarzające rudy litu do postaci jego siarczanu. W której to formie trafi na eksport.

Zakaz może być dla rządu zagraniem nieco ryzykownym (poprzez możliwość odstraszenia inwestorów), budowa bazy przemysłowej jest jednak dla tego kraju rozpaczliwie istotna. W wyniku dekad katastrofalnie nieudolnej, a przy tym też zbrodniczej i rasistowskiej polityki rewolucyjnego reżimu Roberta Mugabe, Zimbabwe sprowadzone zostało do stanu ekonomicznej i finansowej ruiny. Jego następca, też autorytarny, lecz bardziej pragmatyczny Emmerson Mnangagwa, dąży do choćby częściowej jego odbudowy.

Zimbabwe wygrzebuje się z historycznego dołu

Przeforsował między innymi – mimo, że sam zaczynał jako marksistowski partyzant – program finansowych rekompensat dla białych farmerów, niegdyś prześladowanych i wypędzonych przez Mugabe. Celem są tu przy tym nie odszkodowania jako takie, lecz zachęcenie przynajmniej niektórych, by wrócili. Niegdysiejsza „biała” Rodezja była kiedyś rolniczą potęgą i ogromnym eksporterem żywności. Po socjalistycznych reformach w Zimbabwe, które zajęło jej miejsce, zamiast eksportu żywności pojawił się jednak głód.

Stąd też Mnangagwa próbuje tamtejszy sektor rolny wskrzesić – notabene dokładnie w tym samym czasie, gdy czarny rasizm przeciwko białym w RPA osiąga kolejne odrażające ekstrema, zaś tamtejsi politycy właśnie szykują się do wywłaszczenia farm należących do białych (stosowne zmiany w tym, co uchodzi tam za „prawo”, przeforsowali na początku tego roku). Jakie będą tego skutki, można przewidzieć na podstawie historii Zimbabwe w ostatnich latach.

Prócz działań w celu odbudowy rolnictwa – a teraz także podstaw przemysłu, niezbędnych, by zbudować bazę technologiczną w kraju – władze Zimbabwe podjęły także próby wprowadzenia nareszcie stabilnej waluty. Oczywiście, próby takie podejmowały wielokrotnie również i wcześniej – za każdym jednak razem bez skutku. Złotym środkiem, który w końcu to umożliwił, okazało się, nomen omen, złoto – na którym oparto nową walutę ZiG (Zimbabwe Gold).

I choć w ostatnim roku również i ZiG przeżywało (niemałe) turbulencje, to projekt idzie na tyle dobrze, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) zaapelował do władz, aby ZiG zostało jedynym oficjalnym środkiem płatniczym.