Na Wall Street wciąż unosi się euforia po imponującym 2024 roku i 'uldze’ związane ze 'zwinięciem’ taryf celnych Trumpa. Indeksy S&P 500 i Nasdaq biją rekordy. Wielu inwestorów zaczęło wierzyć, że hossa może trwać bez końca. Jim Rogers to człowiek, który z George’em Sorosem stworzył legendarny Quantum Fund. Wszystko to widzi jednak inaczej. „Jestem bardzo zaniepokojony” – przyznał w ostatnim wywiadzie. Dlaczego i co prognozuje legenda Wall Street?
Nadmiar optymizmu staje się pułapką
Historia rynków uczy, że największe kryzysy rodzą się w okresach prosperity. Rogers przypomina, że Stany Zjednoczone nie przechodziły poważniejszego załamania od 2008 roku – to najdłuższy taki okres w ich dziejach.
Jego zdaniem świat jest dziś „długo spóźniony” na poważny problem gospodarczy. A fundamenty, które mają rzekomo podtrzymywać obecną hossę, w rzeczywistości są nadkruszone rekordowym zadłużeniem. Amerykański dług publiczny sięga już 37 bilionów dolarów – i wciąż rośnie.
Rogers, podobnie jak Warren Buffett, trzyma dziś ogromne rezerwy gotówkowe. „Chcę mieć jeszcze więcej, bo nadchodzi krach, jakiego nie widziałem przez całe życie” – mówi bez ogródek. W tym punkcie jego filozofia mocno kontrastuje z powszechną narracją, że gotówka to „najgorszy długoterminowy aktyw”.
Buffett wielokrotnie podkreślał, że pieniądz tracący na wartości nie chroni majątku. Rogers odpowiada na to doświadczeniem – w jego oczach cash to nie lokata kapitału, lecz broń, którą warto trzymać w zanadrzu na dzień wielkiej wyprzedaży.
Trzeba przyznać, że podobną strategią posłużył się już w latach 70., gdy wraz z Sorosem prowadził Quantum Fund. Podczas gdy S&P 500 wzrósł wtedy o 47%, ich fundusz wypracował zwrot na poziomie… 4200%. To pokazuje, że Rogers nie tylko mówi o cierpliwości – on ją przeżył.
Srebro zamiast złota
Zapytany o to, co kupowałby dziś, Rogers wskazał dwie kategorie: metale szlachetne i rolnictwo. „Jeśli miałbym kupować, to pewnie srebro albo aktywa związane z żywnością” – stwierdził. Dlaczego srebro, a nie złoto? Bo, jak zauważa, złoto bije rekordy, podczas gdy srebro jest wciąż 40–50% poniżej historycznych szczytów.
A Rogers zawsze szuka okazji tam, gdzie rynek jeszcze nie zdążył napompować cen. To podejście można określić jako kontrariańskie, ale z jego ust brzmi jak czysta konsekwencja. W końcu w każdej bańce są aktywa zapomniane – i to właśnie one stają się największymi wygranymi, gdy kurz opada.
Rolnictwo i ziemia
Drugim kierunkiem, który od lat wskazuje Rogers, jest rolnictwo. Nie błyszczy ono na pierwszych stronach gazet, ale trudno o sektor bardziej fundamentalny. „Ludzie zawsze muszą jeść” – przypomina. W długim terminie ziemia rolna dawała wyższe zwroty niż akcje, obligacje czy nawet złoto. Wystarczy spojrzeć na miliarderów, którzy od lat zabezpieczają część swojego kapitału w hektarach …
… Od Amerykanów Teda Turnera po Billa Gatesa. Rolnictwo jest niedowartościowane i niepopularne – a to dwie cechy, które Rogers lubi najbardziej. W czasach, gdy inwestorzy gonią za technologią czy sztuczną inteligencją, on stawia na kukurydzę, pszenicę i ziemię. Paradoks? Niekoniecznie. Raczej powrót do elementarnych podstaw.
Lekcja od starego lisa
Czy Rogers ma rację? Tego nikt dziś nie rozstrzygnie. Być może jego ostrzeżenia okażą się przesadzone, a giełda będzie rosła kolejne lata. Ale warto pamiętać, że ten „stary lis” rynku niejednokrotnie potrafił iść pod prąd i wychodzić na tym zwycięsko. Jego filozofia brzmi dziś niemal jak echo dawnej mądrości inwestycyjnej. Zachowaj cierpliwość i nie biegnij za tłumem. Te proste zasady w erze finansowych fajerwerków brzmią niemal staroświecko. Ale mogą okazać się zabójczo skuteczne.