Są chwile w historii rynków, kiedy nawet najbardziej cyniczni spekulanci z Wall Street rodem przestają patrzeć tylko na wykresy. Odejście Warrena Buffetta z funkcji CEO Berkshire Hathaway to dokładnie taki moment i wydarzy się 31 stycznia 2025 roku. Wcale nie dlatego, że zmienia się nazwisko na drzwiach gabinetu w Omaha, ale dlatego, że symbolicznie zamyka się rozdział myślenia o inwestowaniu, który przez dekady był kontrą wobec giełdowej nerwicy.
Buffett obejmował kontrolę nad Berkshire w latach 60., gdy spółka była cieniem samej siebie, a akcje kosztowały mniej niż 20 dolarów. Dziś jedna akcja klasy A wyceniana jest w okolicach 750 tysięcy dolarów. Ten wynik nie jest efektem jednego genialnego zagrania, lecz konsekwencji, cierpliwości i żelaznej dyscypliny intelektualnej.
Po około 60 latach inwestowania w Berkshire, Buffett zarobił ok. 200 miliardów dolarów, z czego ok. 60 miliardów dolarów rozdał na cele charytatywne. Upraszczając, jeśli zaczynał od gotówki ok. 1 miliona dolarów, oznacza to, że pomnożył majątek 200000-krotnie. Samo Berkshire Hathaway wycenianie jest na ok. 1,1 biliona dolarów.
Imperium zbudowane na zdrowym rozsądku
Berkshire Hathaway nie powstało jako błyskotliwy fundusz hedgingowy ani maszynka do arbitrażu. To konglomerat z krwi i kości. Ubezpieczenia, kolej, energetyka, przemysł, handel detaliczny. Od Geico, przez BNSF, po Dairy Queen. Każdy z tych elementów pełnił konkretną funkcję w większej układance.
Ubezpieczeniowy „float” dostarczał taniego kapitału. Spółki infrastrukturalne stabilizowały wyniki. Portfel akcji, zbudowany wokół takich marek jak Coca-Cola, American Express czy Apple, był świadectwem wiary w siłę biznesu, a nie w krótkoterminowe trendy. Buffett nigdy nie próbował być najszybszy. Wolał być najcierpliwszy.
Skala jako wyzwanie, nie powód do wstydu
Ostatnie lata przyniosły mniej powodów do euforii. Berkshire coraz rzadziej wyprzedzał indeks S&P 500, co dla wielu było sygnałem alarmowym. W rzeczywistości to raczej matematyka niż zarzut wobec strategii. Gdy zarządza się setkami miliardów dolarów, znalezienie okazji, która realnie zmieni wynik całej grupy, graniczy z cudem.
Nawet przejęcia liczone w miliardach dolarów nie robią dziś takiego wrażenia jak kiedyś. To cena sukcesu. Paradoks, z którym mierzą się tylko najwięksi.
Greg Abel i era spokojnej kontynuacji
Ster operacyjny przejmuje Greg Abel, menedżer dobrze znany wewnątrz Berkshire, choć pozbawiony medialnej aury swojego poprzednika. To człowiek bardziej zadaniowy, bliżej biznesu operacyjnego niż filozoficznych dygresji. Od lat zarządzał znaczną częścią nieubezpieczeniowych aktywów i nie zaczyna od zera.
Abel już pokazał, że potrafi być bardziej bezpośredni. Zadaje trudne pytania, egzekwuje wyniki, porządkuje strukturę. Jednocześnie nie ma sygnałów, by chciał burzyć fundament decentralizacji, która była jednym z największych atutów Berkshire. Autonomia spółek zależnych pozostaje świętością.
Buffett pozostaje w cieniu, ale nie znika
Choć oddaje tytuł CEO, Buffett nie znika z gry. Zostaje przewodniczącym rady nadzorczej, zapowiada regularną obecność w biurze i gotowość do rozmów, gdy tylko Abel uzna to za potrzebne. Co więcej, nadal kontroluje blisko 30 procent praw głosu, co skutecznie studzi zapędy tych, którzy mogliby chcieć szybkich i efektownych zmian.
To istotny bufor. Zwłaszcza w kontekście narastających pytań o to, co zrobić z gigantyczną górą gotówki i czy nadejdzie moment, w którym Berkshire zacznie wypłacać dywidendę, łamiąc jedną z najbardziej konsekwentnie bronionych zasad Buffetta.
Fundamenty pozostają nienaruszone
Berkshire wchodzi w nową fazę nie jako firma w kryzysie, lecz jako dojrzały organizm o wyjątkowo solidnych podstawach. Ubezpieczenia generują potężne przepływy, energetyka i kolej dają przewidywalność, a wiele spółek działa niemal autonomicznie. To rzadkie połączenie skali i stabilności.
Dla długoterminowych akcjonariuszy to raczej moment refleksji niż niepokoju. Odejście Buffetta z fotela CEO przypomina, że nawet najwybitniejsi inwestorzy są tylko częścią większej historii. Prawdziwym testem jego dziedzictwa będzie to, czy Berkshire poradzi sobie bez niego w roli codziennego sternika.
Buffett przez dekady udowadniał, że na giełdzie można wygrać. I zrobić to bez fajerwerków, bez pośpiechu i bez pogoni za modą. W świecie zdominowanym przez algorytmy i natychmiastową gratyfikację ta lekcja brzmi dziś niemal jak herezja. Tym bardziej warto o niej pamiętać. Nawet jeśli epoka Buffetta jako CEO dobiega końca, jego sposób myślenia o kapitale, ryzyku i czasie jeszcze długo będzie punktem odniesienia dla wszystkich fanów fundamentalnej analizy biznesow.