Goldman Sachs, jeden z najbardziej opiniotwórczych graczy rynku, właśnie podniósł rekomendacje dla akcji, równocześnie obniżając ocenę rynku kredytowego. To nie jest kosmetyczna zmiana, ale sygnał, że być może wchodzimy w nową fazę cyklu.
Optymizm w akcjach, sceptycyzm w kredycie
Bank z Nowego Jorku podniósł wagę akcji do poziomu „overweight” zarówno w perspektywie trzech, jak i dwunastu miesięcy. Powód? Miks czynników, które na papierze wyglądają jak niemal idealne paliwo dla rynku: bardziej łagodna postawa Fedu, ekspansja fiskalna i – wciąż jeszcze – nadzieje związane z potencjałem sztucznej inteligencji.
Prognozy dla S&P 500 są ambitne – 6 800, 7 000, a nawet 7 200 punktów. Co ważne, Goldman wskazuje, że motorem napędowym są dziś wyniki dużych spółek technologicznych i sektora finansowego, a nie same wyceny. To istotne rozróżnienie – bo rynek wciąż pamięta gorzkie lekcje baniek spekulacyjnych, kiedy ceny oderwały się od fundamentów.
Zupełnie inaczej bank patrzy na kredyt. Tu rekomendacja spada do „underweight”. Spready są ściśnięte, margines zysków niewielki, a rynek obligacji śmieciowych zaczyna zmagać się ze wzrostem niewypłacalności. Innymi słowy – mało miejsca na zysk, za to ryzyko rośnie.
Surowce i złoto w grze
Goldman przesunął także swoje nastawienie do surowców na neutralne. To ciekawa korekta, bo jeszcze niedawno instytucja była sceptyczna wobec tego segmentu. Teraz widać, że złoto i miedź wracają na radar inwestorów – i to zarówno jako element dywersyfikacji, jak i zabezpieczenie przed ewentualnym szokiem rynkowym.
Złoto zresztą już wyznacza nowe rekordy, przekraczając 3 800 dolarów za uncję. W tle pojawia się oczywiście pytanie o rolę Fed – każde cięcie stóp działa jak paliwo dla kruszcu, a rynek liczy jeszcze na dwa obniżenia w tym roku i kolejne dwa w 2026 r.
Historia lubi się powtarzać
Analitycy Goldman Sachs nieprzypadkowo sięgają po porównania z przeszłości. Lata 90. czy połowa lat 60. pokazują, że rynki akcji potrafią świecić pełnym blaskiem w późnej fazie cyklu koniunkturalnego – pod warunkiem, że ryzyko recesji jest ograniczone, a polityka pieniężna i fiskalna wspierają wzrost. To trochę jak jazda samochodem z mocnym silnikiem: można długo utrzymywać wysoką prędkość, dopóki droga jest prosta i asfalt suchy.
Ale – i tu pojawia się nuta ostrożności – droga rzadko bywa idealna. Goldman ostrzega przed trzema potencjalnymi „niedźwiedziami”: szokiem wzrostowym (np. wzrostem bezrobocia i załamaniem inwestycji w AI), szokiem stóp (gdyby Fed nagle przybrał bardziej jastrzębi ton lub rentowności obligacji poszły w górę) oraz „niedźwiedziem dolara” (silna amerykańska waluta potrafi skutecznie zniechęcać zagranicznych inwestorów).
Co z tego wynika?
Rynki akcji – zwłaszcza duże spółki technologiczne i finansowe – wciąż wyglądają atrakcyjnie. Jednak to atrakcyjność „późnocykliczna”, czyli wymagająca trzymania ręki na pulsie. Kredyt prezentuje się mniej korzystnie – trudno o premie za ryzyko, a perspektywa rosnących defaultów nie pomaga. Surowce wracają do łask, choć raczej jako tarcza niż główna broń w portfelu.
Podsumowując, Goldman daje zielone światło na akcje – przynajmniej do końca roku i w horyzoncie dwunastu miesięcy. To nie jest jednak sygnał „kup i zapomnij”. To raczej zaproszenie do świadomej gry w środowisku, w którym gospodarka wciąż balansuje między solidnym wzrostem a cieniem spowolnienia.