Jak wiadomo od wczoraj, Robert F. Kennedy, jr. w nowym rządzie Donalda Trumpa obejmie funkcję sekretarza ds. zdrowia i opieki społecznej. Tak w wolnym tłumaczeniu przekłada się termin „health and human services„, który w swej gestii ma też usługi komunalne, budownictwo i urbanistykę, etc.
Oczywiście – ma je w swojej gestii w takim wymiarze, w jakiej rząd federalny w ogóle ją może mieć. Oryginalnie bowiem, zgodnie z zapisami amerykańskiej konstytucji, jest to dziedzina władz stanowych. Praktyka w XX wieku potoczyła się jednak nieco inaczej, i władza federalna wykroiła sobie kompetencje również i w tej kwestii.
O nominacji poinformowano we czwartek, ale w istocie nie była ona tajemnicą już dość dawna. Kennedy pierwotnie kandydował na prezydenta jako kandydat niezależny. Potem poparł Donalda Trumpa i zawarł z nim polityczne przymierze. Jeszcze przed wyborami Trump wyrażał się zresztą pochlebnie o aktywizmie Kennedy’ego, i zapowiedział postawienie go na czele stosownego departamentu.
Mimo to rynek dał się zaskoczyć – albo może liczył, że jednak do tej nominacji nie dojdzie.
Kennedy na szlaku walki z wiatrakami
Rzecz bowiem w tym, że Kennedy od lat prowadzi osobistą „krucjatę” w obszarze polityki zdrowotnej. A zwłaszcza – kwestii żywności i leków oraz praktyk korporacyjnych na tym rynku. Za jego idée fixe uchodzi walka ze śmieciowym jedzeniem, chemikaliami w produktach spożywczych i medykamentach oraz wybujałymi cenami leków.
Jest on zdeklarowanym krytykiem polityki dużych koncernów. Uważa też, że federalne organy regulacyjne w tej kwestii – zwłaszcza Administracja Żywności i Leków (Food and Drug Administration – FDA), kluczowy organ, który dopuszcza (lub nie) do wprowadzenia leków i substancji na rynek – są niewiarygodne i skompromitowane.
Zamiast bowiem, jak twierdzi, realizować swoją ustawową misję dbania o zdrowie konsumentów, dbać mają przede wszystkim o profity odpowiednio „ustawionych” koncernów. Poprzez niejasny, pachnący korupcją lobbing oraz takież powiązania jej urzędników agencja ta jego zdaniem ma efektywnie działać jako strażnik nie zdrowia Amerykanów, lecz monopolu dominujących na rynku firm.
Jedzenie i leki, które trują
I z tym wszystkim starał się dotąd walczyć – choć bynajmniej nie zawsze skutecznie. By nie szukać daleko przykładów – od dawna prowadził on kampanię informacyjną i prawną (poprzez pozwy) na rzecz zaprzestania dodawania fluoru do wody pitnej. Uważa, że substancja ta jest toksyczna i szkodliwa dla inteligencji (zwłaszcza najmłodszych).
Walczy też z szeroką adopcją genetycznie modyfikowanych (GMO) upraw oraz substancji, które stosuje się wobec trzody hodowlanej. Sprzeciwia się polityce fiskalnego premiowania dużych konglomeratów rolniczych i opowiada za wsparciem dla indywidualnych, drobniejszych farmerów. A co być może najistotniejsze – jest także przeciwnikiem technologii mRNA w szczepionkach.
Uważa bowiem, że takie szczepionki przeciw COVID były nieprzetestowane i mogły być szkodliwe. Sprzeciwia się prawnemu immunitetowi od odpowiedzialności cywilnej za efekty ich stosowania, który przyznano przy tej okazji koncernom Pfizer, Moderna, Johnson & Johnson i reszcie.
Będzie bolało (niektórych)
Gdyby immunitet ten im odebrać, spodziewać by się można wręcz zalewu pozwów i żądań milionowych odszkodowań – jak to w amerykańskiej kulturze prawnej.
I fakt ten odnotowali inwestorzy. Zwłaszcza ci, którzy posiadali udziały tychże koncernów. Informacje o tym, że Kennedy obejmie federalny Departament Zdrowia i Opieki Społecznej wywołała bowiem gwałtowne tąpnięcie ich notowań. Od czwartku firmy te straciły więcej niż 2% na wycenie, a w piątek straty te jeszcze się zwiększyły.
Póki co, nie wiadomo, kto otrzyma nominację na sekretarza rolnictwa. Jeśli także tę funkcję otrzyma Kennedy, lub ktoś zbliżony doń zapatrywaniami, można spodziewać się szeregu spadków innych potentatów. Zwłaszcza w branży spożywczej, ale też i tych pokrewnych.