Elon Musk próbuje zatrzymać krach akcji Tesli. 'Zdominujemy produkcję chipów AI’. O co chodzi?

Tesla kolejny raz trafiła w sam środek rynkowego tornado. Akcje spółki ostatnio poważnie ucierpiały, choć inwestorzy ekscytowali się tematem wdrożenia na wielką skalę robotaxi. Optymizm nie wytrzymał zderzenia z narastającą obawą, że cała branża sztucznej inteligencji zmierza w stronę bańki.

Fakt, że Tesla dziś próbuje być w równym stopniu firmą AI oraz producentem aut, jeszcze bardziej wciąga ją w wir tych nastrojów. Efekt jest taki, że notowania akcji firmy Elona Muska nie są już zależne nie tylko od sprzedaży Modelu Y… Ale też od tego, co wydarzy się u Nvidii czy w laboratoriach OpenAI.

W weekend, Musk postanowił w typowym dla siebie stylu, 'udowodnić’ rynkom, że mylą się w ocenie potencjały jego biznesu. Przypomnijmy, że od początku roku walory spółki spadły o prawie 9%, a w ciągu ostatnich 5 lat wzrosły 'tylko’ o ponad 100%, tylko nieznacznie bijąc średniją spółek z Nasdaq 100.

Musk znowu pragnie, by rynek już teraz zaczął wyceniać akcje jego spółki z premią, wyceniając scenariusz masowej produkcji robotów Optimus, który być może wydarzy się … Za wiele lat. Podobnie było z elektrycznymi samochodami. Czy naprawdę spółka ma potencjał by rzucić wyzwanie Nvidii czy TSMC?

Nie oszukujmy się, dziś brzmi to jak science-fiction. Pytanie brzmi, jak spółka zamierza poradzić sobie z chińską konkurencją, która niebawem zapuka do drzwi z ofertą humanoidalnych robotów w atrakcyjnych cenach?

Źródło: X

Robotaxi: dwa stany dały zielone światło

Dla firmy ostatni pozytywny impuls przyszedł z Nevady. Tamtejszy DMV potwierdził, że Tesla domknęła proces samocertyfikacji, uzyskując certyfikat pozwalający na legalne poruszanie robotaxi po drogach publicznych. Na razie bez pobierania opłat, bo ostateczna zgoda należy do stanowej władzy transportowej. Ale nie miejmy złudze, bo to i tak duży krok.

Kilka dni wcześniej podobny komunikat padł w Arizonie, gdzie Tesla również może zaczynać wdrażanie usługi. Ciekawostka: na starcie robotaxi będą jeździły z kierowcą bezpieczeństwa, podobnie jak w Austin czy Bay Area, gdzie program od miesięcy rośnie, choć wciąż pod ścisłym nadzorem człowieka.

Waymo najbardziej zaawansowany komercyjnie gracz autonomii działa już w 4 stanach USA i korzysta z floty w pełni bezzałogowej w kilku miastach. Tesla, przynajmniej na dziś, nadal do takiego statusu nie dotarła. A jednak to właśnie ona elektryzuje Wall Street… Dosłownie tak, jakby liczni inwestorzy widzieli w Musku jedyną osobę zdolną przepchnąć autonomię przez ścianę regulacji i ograniczeń technologii.

Stifel widzi potencjał

Na początku ubiegłeto tygodnia, wokół akcji Tesli chwilowo nastroje były zupełnie inne. Analityk Stifel, Stephen Gengaro, podniósł cenę docelową Tesli do 508 dolarów. Chwalił spółkę za coraz dojrzalsze FSD i plany wejścia do nawet dziesięciu aglomeracji do końca 2025 roku. Akcje od razu podskoczyły. Ale przyszła fala wyprzedaży największych spółek technologicznych.

Nerwowość wokół kosztownych inwestycji w centra danych (ze sztandarowym przykładem OpenAI) wpłynęła na sentyment. Tesla spadła, a inwestorzy wyceniają ryzyko 'przesadzonych inwestycji Muska’ w układy GPU od Nvidia i całą infrastrukturę centrów danych.

Fakty są jednak takie, że certyfikat 'Operations Certificate of Compliance’ z Nevady nie pomógł akcjom rosnąć, choć pozwala na poruszanie się robotaxi po drogach publicznych (jeszcze nie komercyjnie). Nie oszukujmy się, jest jeszcze wcześnie. W Arizonie Tesla może używać infrastruktury, ale tylko z kierowcą bezpieczeństwa. W Austin i Bay Area flota Tesli działa testowo, ale również z kierowcami. Zarząd Tesli mówi o planach wejścia do 8–10 metropolii w USA do końca 2025 roku. Ale inwestorzy nie są chętni otwierać portfeli i kupować akcje spółki z tego powodu.

Ryzyko księgowe. Jest spektakularne?

Grono komentatorów ekscytuje się FSD i robotami Optimus, ale w prawdziwym centrum ryzyka znajduje się temat bardzo przyziemny. Są to pakiety wynagrodzeń Muska. O tych z 2018 roku, wartych dziś teoretycznie ponad sto miliardów zdecyduje sąd w Delaware. Jeśli apelacja Tesli się nie powiedzie, spółka będzie musiała rozpoznać około 26 miliardów dolarów kosztów księgowych rozłożonych na dwa lata.

To astronomiczna kwota, większa niż połowa łącznych zysków Tesli od momentu, gdy stała się firmą rentowną. Mało która spółka w historii rynku musiała mierzyć się z taką jednorazową górą kosztów wynikającą z wynagrodzenia jednego człowieka. Nawet jeśli sąd uzna pakiet z 2018 roku, to w tle już działa nowy, znacznie większy. Teoretycznie wart bilion dolarów.

Każdy kolejny krok Muska w stronę realizacji wyśrubowanych celów równa się miliardowym obciążeniom księgowym i osłabianiem wyników netto. Zupełnie tak, jakby Tesla wzięła kredyt z przyszłych zysków i płaciła szefowi dodatkowe pieniądze, w postaci rozszerzonego pakietu dla CEO. Rynek nie jest przerażony, ale zagrożenie jest realne.

Musk wierzy w AI

Moglibyśmy w prosty sposób powiedzieć, że to sprytny transfer majątku od akcjonariuszy do największego akcjonariusza. Rozwodnienie akcjonariuszy wydaje się nieuniknione. W międzyczasie Musk wybrał inną strategię komunikacyjną. Zamiast gasić emocje, dolał nowego paliwa.

Na swoim profilu podkreślił, że Tesla od lat ma własny zespół projektujący chipy AI. Ten co więcej, że dziś jest już przy czwartej generacji układów, z piątą na ostatniej prostej i szóstą w fazie koncepcyjnej. Co najważniejsze, Musk stwierdził wprost, że Tesla chce produkować więcej chipów AI niż wszyscy inni producenci razem wzięci.

To może być moment, w którym Tesla de facto przesuwa się do innej kategorii branżowej. Już nie tylko spowalniająca produkcja EV i oprogramowania… Ale pełnoprawny gracz infrastruktury AI… Może kiedyś nawet jej konkurent w kluczowych procesach produkcji. A może Musk chce tylko, by rynek w to uwierzył zanim jeszcze proces się wydarzy?