Boeing pozbył się całego działu. Tego najbardziej bezproduktywnego, a przy tym szkodliwego – czyli Działu ds. Różnorodności. Dział ten, który najłatwiej porównać do swoistego komisariatu politycznego w firmie, długofalowo przyniósł koncernowi trudne do oszacowania szkody.
Trzeba przyznać, że Boeing stara się wyjść na prostą. Mimo najgłębszego kryzysu w historii firmy, ciągnących się miesiącami problemów z jakością – a ostatnio także strajku związków zawodowych, które nie przyjmują do wiadomości faktu, że firmy nie stać na podwyżki wyższe niż 35%.
Urzędujący raptem od sierpnia nowy prezes, Kelly Ortberg, podejmuje wszelakie możliwe i niemożliwe działania, żeby ożywić starego producenta lotniczego. I właśnie wykonał być może najbardziej donośny krok w tym kierunku.
Do tej operacji użył co prawda raczej topora niż skalpela, ale być może właśnie tego trzeba było…?
Balast, który Boeing wziął na pokład
Ad rem – Boeing właśnie zlikwidował swój „Dział ds. Różnorodności”, określany też akronimem DEI (od Diversity, Equity, Inclusion). Cały. Jego pracownicy mogą najpewniej spodziewać się zwolnienia. Nie można bowiem powiedzieć, żeby Boeing sobie bez nich nie poradził.
A nawet wprost przeciwnie – zaryzykować można stwierdzenie, że mocno na tym zyska. Dział ten bowiem był, esencjonalnie, bezproduktywną komórką biurokratyczną, której działalność wyłącznie pogarszała jakość produktów i wewnętrzne stosunki w firmie.
Sara Liang Bowen, wiceprezes Boeinga i dyrektor działu DEI, już odeszła z firmy. W pożegnalnym poście rozwodziła się nad tym, ile jej podwładnym udało się osiągnąć. Jeśli jednak faktycznie udało im się cokolwiek osiągnąć – to bilans ten jest wyłącznie negatywny.
A nawet, w sensie dosłownym, śmiertelny.
Żadnej inkluzywności dla wrogów inkluzywności!
Właśnie DEI bowiem, wespół z tępą pogonią za utrzymaniem kursu akcji oraz odsunięciem od rządów w firmie inżynierów na rzecz księgowych i absolwentów kursów MBA, powszechnie uważa się za jedną z głównych przyczyn głośnych katastrof samolotów Boeinga. W których zginęły setki ludzi.
Idee DEI, odsączając je od całego pustosłowia, sprowadza się bowiem do wprowadzenia agresywnego upolitycznienia i radykalnie lewicujących haseł do praktyki działalności firmy. W ich ramach dochodzi do rażącego uprzywilejowania faworyzowanych „mniejszości” – zwł. czarnoskórych czy LGBT.
Co za tym idzie, wszyscy nienależący do owych faworyzowanych „mniejszości” – w tym zwłaszcza osób białych i pochodzenia europejskiego – cierpią szykany. Szykany spotykały także wszystkich, których poglądy polityczne różniły się od „jedynie słusznego” kanonu lewicujących idei, które tworzyły filozoficzny fundament DEI.
Boeing spada z nieba – twardo
W efekcie pracowników przestawano oceniać pod względem ich kompetencji, osiągnięć, doświadczenia czy wyników, a zaczynano na podstawie koloru skóry, orientacji seksualnej czy „aktywizmu” politycznego. A to wpłynęło wręcz rujnująco na jakość produktów.
W przypadku tak krytycznych produktów jak samoloty – nie sposób było ukryć niedostatków jakości. To znaczy – i tak tego próbowano. Próby te skończyły się jednak spadającymi samolotami i odpadającymi częściami, zaś firmę wielokroć przyłapano na kompromitującym braku elementarnej kontroli jakości.
A w ślad za tym przyszły głośne tragedie, pozwy zbiorowe, postępowania prokuratorskie, przesłuchania na Kapitolu, ruina reputacji, utrata zamówień etc. Do tego doszła seria tajemniczych i bardzo, bardzo podejrzanych „samobójstw” whistleblowerów z grona pracowników koncernu.
Słowem – scenariusz rodem ze złego snu.
Dziennikarz z kosą żniwiarza
Boeing dołącza w ten sposób do całego grona korporacji, które odżegnują się od DEI i „postępowego” zaangażowania politycznego. W ostatnich miesiącach podobny krok wykonały firmy John Deere, Toyota, Harley Davidson czy Jack Daniels.
W wielu przypadkach doszło do tego w wyniku nacisku publiki oraz niedwuznacznych gróźb bojkotu konsumenckiego. Do nacisku tego jak mało kto przyczynił się dziennikarz Robby Starbuck, który prowadzi nieomal „krucjatę” wymierzoną w firmy zaangażowane w praktyki DEI.
Jego publikacje miały już wpływ na, m.in. niektóre z powyżej wspomnianych firm. Bohaterem jego exposé miał być także Boeing (o czym Starbuck uprzedził zresztą firmę). I ta ewidentnie dokonała kroku wyprzedzającego – potencjalnie unikając w ten sposób kolejnej fali skarg, krytyki i szkód dla reputacji.
A w każdym razie tego, co z tej reputacji zostało. I co stary producent samolotów jeszcze długo będzie odbudowywać.
Co za idiota tak twierdzi?
Problemy Boeinga to:
– Stawianie zysków powyżej bezpieczeństwa.
– Przerzucanie odpowiedzialności na podwykonawców
– Zmniejszenie kontroli jakości
– Prywatyzacja nadzoru federalnego
Jak wprowadzili 737 MAX do oferty to aby uzyskać większe zyski reklamowali go że jest tak podobny do starego 737 że nie trzeba przeszkalać pilotów w symulatorze. Ale czego nie powiedzieli to o systemie który miał rekompensować złe wyważenie samolotu (bo skrzydła nie były dostosowane do tak dużych silników) który czasami samoistnie kierował dziób samolotu ku ziemi. W dokumentacji nie było jednego miejsca gdzie było by opisane co ten system robi. A dlaczego? Bo wtedy FAA by wymagało przeszkolenia pilotów, więc koszty dla linii lotniczych, więc nagle tracą przewagę nad Airbusem. Dwa samoloty z pasażerami się rozbiły bo piloci nie wiedzieli jak wyłączyć ten system, który aktywnie próbował ich zabić.
A tutaj twierdzicie że likwidacja homofobicznych żartów jest ważniejsza?