Boeing przyzna się do winy, Spirit AeroSystems do podziału. Zarzuty i kontrowersyjne warunki ugody

Początek tygodnia przyniósł długo spodziewany przełom w ciągnącym się kryzysie koncernu Boeing. Amerykański Departament Sprawiedliwości oficjalnie sformułował zarzuty wobec firmy. Dotyczą one oszustwa kryminalnego z jej strony, i ma związek z dwoma głośnymi katastrofami samolotów Boeing 737 MAX.

Poinformowano przy tej okazji, że federalni prokuratorzy „spodziewają się” ze strony koncernu przyznania się do winy i zawarcia ugody. Na „rozważenie” warunków (tudzież zakulisowe negocjacje tychże) miał on dostać czas do końca tygodnia. Wedle opinii obserwatorów zaskoczeniem byłoby jednak, gdyby Boeing odrzucił ugodę.

Wedle pojawiających się bowiem opinii, jej warunki stanowią tzw. sweetheart deal ze strony Departamentu. Innymi słowy, firma ma się wyplątać z zarzutów relatywnie niewielkim kosztem. Szczególnie biorąc pod uwagę skalę zaniedbań, o które jest oskarżana. I ich efekty – we wspomnianych katastrofach zginęło bowiem 346 osób.

W ramach ugody, firma miałaby zapłacić grzywnę w wysokości 243,6 miliona dolarów. Byłoby to podwojenie kary nałożonej już poprzednio. Dodatkowo, warunki zobowiązywały ją także, by wynajęła zewnętrznego nadzorcę ds. monitoringu korporacyjnego na co najmniej trzy lata. Zapisy takie z miejsca wzbudziły falę krytyki.

Boeing z zarzutami – ale tak, żeby czasem go nie ukarać

Przedstawiciele rodzin ofiar katastrof uważają, że warunki ugody są skandaliczne i zioną stronniczością wobec Boeinga. Wysokość zaproponowanych grzywien została zaś uznana za żart. W szczególności w porównaniu do zasobów i głębokości kieszeni firmy. Adwokaci rodzin ofiar żądali odszkodowań rzędu 25 miliardów dolarów. Więcej, w ramach ugody firma nie musiałaby się przyznać do jakiejkolwiek odpowiedzialności za śmierć tych osób.

Co zaś być może najważniejsze, ugoda gwarantowałaby zupełną bezkarność menedżerom i exexutivom Boeinga, którzy realnie – przez swoją nieodpowiedzialność, zaniechania i forsowanie zysku kosztem jakości i bezpieczeństwa – doprowadzić mieli do tych katastrof i śmierci. Nie tylko nie ponieśliby oni konsekwencji, ale też – wobec braku zastrzeżenia tej kwestii w ugodzie – najprawdopodobniej zachowali wszelkie lukratywne benefity i sute uposażenia.

W tym kontekście można dodać, że w ostatnim roku – najgorszym w historii firmy – ta przyznała swemu niezatapialnemu od lat prezesowi 45-procentową (!) podwyżkę. Do 33 milionów dolarów rocznie. I to mimo faktu, że prezes ów, Dave Calhoun, z uwagi na kryzys firmy, pod koniec tego roku faktycznie w końcu odejdzie.

Spirit na katowskim pieńku

W powiązanej sprawie, doszło także do rozwiązania w kwestii firmy Spirit AeroSystems. Ten największy na świecie poddostawca części dla lotnictwa niegdyś był częścią koncernu Boeing. Wydzielono go jednak w 2005, i od lat działał samodzielnie – choć w faktycznej symbiozie z tym ostatnim. Symbioza ta była na tyle daleko posunięta, że dzielił z Boeingiem również problemy z jakością, jakie prześladują tego ostatniego.

Zaledwie kilka dni temu okazało się, że tytanowe elementy, które nabywał i Spirit, i Boeing, nie spełniały norm jakościowych. A być może nawet w ogóle nie były tytanowe, lecz „tytanowe”. Sprawa ta dołącza do długiej listy afer, kompromitacji i blamaży łączących te firmy w ostatnich miesiącach. Spirit te problemy uderzyły być może nawet mocniej. I zaowocowały wymuszonym powrotem do wcześniejszej sytuacji.

W poniedziałek Boeing poinformował w związku z tym, że na powrót odkupi akcje Spirit AeroSystems. Zawarto w tej sprawie porozumienie z Airbusem, który także był znacznym klientem Aero. W ramach tegoż, Airbus przejmie z kolei europejski oddział tej firmy.

Komentarze (0)
Dodaj komentarz