BlackRock, największy zarządca aktywów na świecie, po raz kolejny pokazał, że potrafi szybko rosnąć mimo wielkiej skali. Trzeci kwartał 2025 r. przyniósł imponujące liczby: 13,46 biliona dolarów aktywów pod zarządzaniem, rekordowe 205 miliardów dolarów nowych napływów i przychody wyższe, niż zakładał rynek. A jednak zysk netto spadł o niemal jedną piątą. Larry Fink zdaje się jednak bardziej skupiać na przyszłości niż na kwartalnych wahaniach – i to widać po każdym ruchu giganta z Nowego Jorku.
Zysk na akcję (EPS) spadł do 8,43 dolara w ujęciu GAAP – aż o 23% mniej niż przed rokiem – ale po redukcji o koszty przejęć i jednorazowe wydatki wynik sięgnął 11,55 dolara, nieco powyżej oczekiwań Wall Street. Przychody wzrosły o solidne 25%, do 6,5 miliarda, co w świecie wielkich finansów jest wynikiem bardzo dobrym.
Za tą dynamiką stoją dwa słowa: dywersyfikacja i skala. BlackRock dziś to nie tylko ETF-y i pasywne strategie indeksowe – choć jego iShares wciąż notują rekordowe napływy. To coraz bardziej konglomerat finansowy, który jedną nogą stoi w świecie rynków publicznych, a drugą coraz śmielej w prywatnych – od nieruchomości… Poprzez kredyt, po infrastrukturę energetyczną i centra danych.
Poza tym założyciel i CEO BlackRock Fink przekazał, ze choć AI nie jest banka, pojawia się pierwsze bankructwa. Ocenił, ze jeśli USA nie będzie rozwijać gospodarki w tempie 3% rocznie przez następne 10 lat, deficyty przytłoczą tę gospodarkę. Firma ma też opracowywać technologie, która zajmie się tokenizacja aktywów. Ocenił, ze obecnie jesteśmy ledwo na początkowym stadium tego trendu.
Miliardy z prywatnych rynków
Latem BlackRock domknął przejęcie HPS Investment Partners, dodając do portfela 165 miliardów dolarów nowych aktywów. To jeden z kilku kroków w głośnej, ponad 30-miliardowej ofensywie zakupowej Finka, która obejmuje też m.in. Global Infrastructure Partners (GIP) i przejętą w marcu firmę Preqin – dostawcę danych o rynkach prywatnych.
W efekcie BlackRock zyskał nie tylko dostęp do nowego segmentu klientów, ale i do świata, w którym rentowności bywają wyższe, choć ryzyko – znacznie mniej przewidywalne.
Nie bez powodu w tym kwartale mówiło się o „nowym rozdziale” w historii firmy. BlackRock coraz bardziej przypomina hybrydę: z jednej strony maszynę indeksową o globalnym zasięgu, z drugiej – fundusz infrastrukturalno-technologiczny, gotowy pożyczać miliardy na projekty AI, energetykę odnawialną i cyfrowe huby danych.
ETF-y, kryptowaluty i sztuczna inteligencja
To właśnie w tych „nowych granicach” inwestowania BlackRock zaczyna wygrywać przyszłość. Wystarczy spojrzeć na iShares Bitcoin Trust, który rozrósł się do około 90 miliardów dolarów aktywów i już mieści się w pierwszej dwudziestce największych ETF-ów w USA. Równolegle firma rozwija fundusze tematyczne oparte na sztucznej inteligencji, traktując AI nie tylko jako „trend inwestycyjny”, lecz jako nową architekturę rynku.
Dla Larry’ego Finka, który jeszcze dekadę temu był uosobieniem konserwatywnego zarządzania, to duża transformacja – i, trzeba przyznać, skuteczna. BlackRock jest dziś w stanie równolegle zarabiać na bitcoinie i obligacjach skarbowych, na farmach wiatrowych i algorytmach generatywnych.
Krótkoterminowy ból, długoterminowy plan
Owszem, zyski netto spadły. Owszem, koszty integracji nowych firm i inwestycji w technologie zjadają część marży. Ale Fink nie ukrywa, że to świadoma decyzja – gra o pozycję w gospodarce, która dopiero się kształtuje.
BlackRock buduje coś w rodzaju finansowego „ekosystemu przyszłości”: prywatny kapitał, infrastruktura, dane, energia i technologia w jednym portfelu.
Jeśli spojrzeć na liczby szerzej – aktywa wzrosły o 17% rok do roku, a organiczny wzrost opłat bazowych (czyli tego, co firma zarabia niezależnie od rynkowych wahań) sięgnął 10% w skali rocznej. To tempo, którego nie notowano nawet w czasach taniego pieniądza sprzed pandemii.
Co dalej z BlackRock?
Nie bez znaczenia pozostaje także wizerunek. BlackRock w 2025 r. wycofał się z inicjatywy Net Zero Asset Managers, chcąc uniknąć ostrzałów politycznych z obu stron amerykańskiej sceny. W ostatnim sezonie proxy poparcie firmy dla rezolucji klimatycznych i społecznych spadło do zaledwie 2%. Fink – wcześniej uznawany za symbol „kapitalizmu odpowiedzialnego” – dziś mówi raczej o „kapitalizmie pragmatycznym”.
To, co kiedyś było deklaracją moralną, teraz staje się kwestią strategii ryzyka. Niektórzy klienci z Europy, jak holenderski fundusz PFZW, odwrócili się od BlackRocka. Ale inni – zwłaszcza z USA i Azji – widzą w tym sygnał: firma wraca do czystej gry rynkowej, bez ideologicznego balastu.
Akcje BLK utrzymują się blisko historycznych maksimów, a analitycy z Citi i Edward Jones podnoszą wyceny nawet do 1 350 dolarów za akcję. W świecie, w którym banki inwestycyjne tną zatrudnienie, a fundusze hedgingowe walczą o przetrwanie, BlackRock jawi się jako instytucja systemowa w ofensywie – globalny supergracz, który zamiast defensywnie ciąć koszty, kupuje konkurencję i wyprzedza trendy o kilka kroków.
BlackRock to już nie tylko zarządca kapitału, ale architekt finansowego krajobrazu, w którym publiczne i prywatne rynki, energetyka i sztuczna inteligencja, cyfrowe aktywa i twarda infrastruktura splatają się w jedną sieć zależności. Larry Fink mówi o „platformie inwestycyjnej” – ale prawda jest taka, że buduje coś znacznie większego.