Bank of America i Goldman Sachs prognozują indeks S&P 500. 'Niespodzianka’. Co dalej z akcjami?

Amerykański rynek akcji od początku roku nie zwalnia tempa. S&P 500 wspiął się na rekordowe poziomy, a prognozy dwóch gigantów – Bank of America i Goldman Sachs – sugerują, że ten rajd wcale nie musi się kończyć. Bank of America widzi szczyt nawet przy 9 900 punktach w 2027 roku, co oznaczałoby wzrost o ponad 50% względem obecnych poziomów.

Goldman Sachs z kolei ostatnio podniósł swoje przewidywania na najbliższe miesiące. Teraz mówi o 6 600 punktach w pół roku i blisko 7 000 w ciągu roku. Z jednej strony wszystko to brzmi jak marzenie inwestora… Ale z drugiej coraz bardziej przypomina spacer po linie, bo wyceny spółek puchną w oczach.

Argumenty byków: Fed, dolar i AI

Optymizm nie bierze się znikąd. Inwestorzy liczą na serię obniżek stóp procentowych w wykonaniu Fed, a Goldman Sachs zakłada, że będą one głębsze i szybsze, niż rynek się spodziewał jeszcze kilka miesięcy temu. Każde 50 punktów bazowych spadku realnych rentowności obligacji przekłada się – w modelach – na około 3% wzrost wskaźnika P/E dla S&P 500. A to oznacza, że wyceny mają jeszcze przestrzeń do ekspansji.

Do tego dochodzi narracja wokół sztucznej inteligencji. To główny katalizator, który podtrzymuje wyceny największych spółek technologicznych … Oraz widmo gigantycznego pakietu fiskalnego w USA, planowanego na 2026 rok. Innymi słowy, byki grają na mieszankę monetarnego luzowania, słabszego dolara i fiskalnego turbo-doładowania. Nie można też pominąć faktu, że zyski w II kwartale zaskoczyły mocno na plus – a to zawsze dodaje rynku paliwa.

Czy fundamenty wytrzymają?

Obraz nie jest jednak czarno-biały. Bank of America przypomina, że obecny wskaźnik cena/wartość księgowa S&P 500 sięga 5,3 – najwyżej od 1946 roku. To już nie jest tanio, a historia uczy, że od takich poziomów droga w górę bywa kręta.

Do tego dochodzi problem „wąskiej hossy”: o ile indeks jako całość bije rekordy, to mediana spółek z S&P 500 jest ponad 10% poniżej swoich maksimów z ostatnich 12 miesięcy. Innymi słowy, rynek ciągnie garstka gigantów, podczas gdy szeroka baza firm radzi sobie słabiej. To sygnał ostrzegawczy, bo podobne epizody w przeszłości często poprzedzały okresy słabszych zwrotów.

Dylemat sprowadza się więc do pytania: czy słabsi gracze nadrobią zaległości, czy raczej liderzy „dogonią w dół”?

Perspektywa na drugą połowę 2025

Goldman Sachs rekomenduje ostrożny balans – z lekkim przeważeniem na firmy z branży programowania, usługi, media, surowce, a także spółki z sektora nieruchomości i utilities. W tle pozostaje też potencjał w zarządzających aktywami alternatywnymi. Ci mogą zyskać, jeśli rynek kapitałowy faktycznie dostanie wiatr w żagle. Mowa o takich gigantach jak Blackstone czy Carlyle, ale również o aktywach alternatywnych per se.

Ciekawą grupą są firmy z dużym udziałem długu o zmiennym oprocentowaniu. One powinny odetchnąć, gdy Fed zacznie ciąć stopy. Według szacunków Goldman Sachs, każde 100 punktów bazowych spadku rentowności to dla nich dodatkowe 5% zysku na akcję. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że optymizm jest kruchy. Tak, Fed może pomóc, a AI dodaje hossie blasku. Ale jeśli największe spółki, które są filarem hossy, rozczarują, efekt domina może szybko zweryfikować te wszystkie prognozy.