Zapowiadana od dawna wojna na Pacyfiku może być bliżej niż nam się wydaje. Kluczowi gracze w regionie zajmują strategiczne pozycje oraz odświeżają sojusze. Jednym z istotniejszych aspektów przyszłego starcia może okazać się, jak zawsze zresztą, sprzęt wojskowy jakim dysponować będą przeciwnicy.
Amerykanie wiążą sojuszników ze sobą
Stany Zjednoczone stosują starą i sprawdzoną od lat taktykę wiązania ze sobą sojuszników nie tylko przy pomocy zależności gospodarczych, ale również przy pomocy więzów sprzętowych oferując wybranym państwom uzbrojenie porównywalne z tym, jakie sami użytkują. Za sprzedażą idą kolejne niemniej ważne kroki. Personel szkolony jest zazwyczaj w USA i zgodnie z tamtejszymi wymogami. Dzięki temu w prosty sposób możliwe jest powiększenie realnych możliwości oddziaływania na danym teatrze wojennym poprzez multiplikowanie sił własnych przy użyciu jednostek sojuszniczych. Wyszkolone i wyposażone w ten sam sposób oddziały sojusznicze mogą z marszu wejść do działania ze znajdującymi się w regionie siłami USA.
Lockheed Martin F-35 Lightning II spoiwem?
Jednym z kluczowych narzędzi w budowaniu silnej siatki sojuszniczej wydaje się zamówiony również przez Polskę samolot F-35. W potencjalnym konflikcie na Pacyfiku wykorzystane zostaną najpewniej wszystkie trzy warianty tej maszyny – zarówno wersja A, czyli zakupiona m.in. przez Polskę, wersja krótkiego startu i pionowego lądowania B jak i wersja pokładowa C. Amerykańscy sojusznicy zdecydowali się zakupić maszyny w odmianie A oraz B. Szczególnie bez wersji B wojna na Pacyfiku byłaby znacznie trudniejsza do prowadzenia. Maszyna ta, pomimo gorszych od odmian A i C osiągów, została stworzona właśnie do tego teatru działań wojennych.
Wieki powrót lotniskowców?
W ostatnich tygodniach coraz więcej mówi się o odrodzeniu potencjału lotnictwa pokładowego, a ostatnim sygnałem tego trendu było oficjalne potwierdzenie przez Koreę Południową tego, o czym spekulowano od dawna – kraj ten zamierza wystawić własny okręt zdolny do przenoszenia samolotów wielozadaniowych. Smaczku całej sprawie dodaje fakt napiętych stosunków dyplomatycznych z Japonią, z którą do tej pory wymieniane były dane wywiadowcze, ale jeszcze w ubiegłym roku praktyka ta została zastopowana. Japonia jeszcze wcześniej ogłosiła plan przebudowy okrętów klasy Izumo przeznaczonych pierwotnie do przenoszenia śmigłowców na maszyny zdolne do obsługi samolotów F-35B.
Pogodzić sojuszników
Z perspektywy Amerykanów, którzy mają ciągłe problemy z zapewnieniem odpowiednich funduszy na budowę własnych okrętów, taka sytuacja jest wręcz wymarzona. W krótkim czasie w szeregach sojuszniczej floty pojawią się bowiem trzy dodatkowe jednostki zdolne do przyjęcia nie tylko samolotów własnych, ale również tych należących do USA. Jeśli dołożymy do tego okręty, jakimi dysponuje Wielka Brytania, która co prawda ma z nimi pewne problemy, to rysuje się nam coraz mocniejsza flota. W zanadrzu czekają jeszcze Australijczycy, którzy nie tylko należą do programu F-35, ale również dysponują maszynami walki elektronicznej EA-18G przydatnymi podczas przełamania sił wroga. Dodatkowo w ostatnim czasie USA odniosły kolejny drobny sukces odsuwając groźbę nieprzedłużenia współpracy wojskowej przez Filipiny, co ma kluczowe znaczenie dla blokowania poczynań Chin w regionie.
A tymczasem Chińczycy…
…spokojnie robią swoje. Wiedzą bowiem, że ewentualna wojna na Pacyfiku będzie odbywać się pod dyktando tyranii odległości o której często w swych wystąpieniach wspomina dr Jacek Bartosiak. Już sama geografia zapewnia im ogromną przewagę, a jeśli połączymy to z koncepcją dosuwania swoich przyczółków od Chin kontynentalnych poprzez ciągłą rozbudowę sztucznych wysp to sytuacja dla Amerykanów staje się jeszcze gorsza. Dodatkowo Chiny cały czas rozbudowują swój potencjał rakietowy przy pomocy którego mogą uniemożliwić podejście U.S. Navy zbyt blisko ich terytorium.
Konflikt jedynie ograniczony?
Zważywszy na obiektywne czynniki można zakładać, że jeśli dojdzie do wojny na Pacyfiku to będzie ona miała charakter ograniczony. Trudno bowiem zakładać, że mogłaby ona przenieść się na Chiny kontynentalne.
W takim przypadku, któraś ze stron może osiągnąć lokalną przewagę, ale może ona okazać się nie być dominującą, a to z kolei może w prosty sposób prowadzić do dogrywki i powtórki z ograniczonych starć za kilka lat, gdy dojdzie do dalszego przemodelowania świata.
Finanse zadecydują?
O dalszych losach Azji i regionu oraz ewentualnych roszadach sojuszniczych z pewnością zdecydują finanse USA oraz całego świata. Jesteśmy w przededniu wielkiego przemodelowania lub z wielkim wysiłkiem utrzymanego status quo, ale coraz więcej wskazuje na to, że słabnąc Stany Zjednoczone będą musiały ustąpić nieco pola na globalnej szachownicy, a do tego powoli i małymi krokami od dziesięcioleci dążą Chińczycy. Z pewnością żyjemy w ciekawych czasach.
Krzysztof Kuska
Od Redakcji
Bithub Flesz już na naszym kanale YouTube. Zapraszamy codziennie o 19:00 na skrót najważniejszych wydarzeń dnia z branży kryptowalut i finansów, komentarze i rozważania na temat tego, co może przynieść kolejny dzień! Program prowadzi Bitcoin Feniks.
Zobacz najnowszy odcinek:
Niniejszy artykuł ani w całości ani w części nie stanowi „rekomendacji” w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi czy Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (Ue) Nr 596/2014 z dnia 16 kwietnia 2014 r. w sprawie nadużyć na rynku (rozporządzenie w sprawie nadużyć na rynku) oraz uchylające dyrektywę 2003/6/WE Parlamentu Europejskiego i Rady i dyrektywy Komisji 2003/124/WE, 2003/125/WE i 2004/72/WE oraz Rozporządzenia Delegowane Komisji (Ue) 2017/565 z dnia 25 kwietnia 2016 r.uzupełniające dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/65/UE w odniesieniu do wymogów organizacyjnych i warunków prowadzenia działalności przez firmy inwestycyjne oraz pojęć zdefiniowanych na potrzeby tej dyrektywy. Zawarte w serwisie treści nie spełniają wymogów stawianych rekomendacjom w rozumieniu w/w ustawy, m.in. nie zawierają konkretnej wyceny żadnego instrumentu finansowego, nie opierają się na żadnej metodzie wyceny, a także nie określają ryzyka inwestycyjnego.