Zacznę od zagadki:
Pacjent odwiedza dentystę, aby usunąć ząb. Gorliwy stomatoł – wraz z zębem – wyrywa pacjentowi całą głowę (i portfel). Pomógł czy nie?
Dekapitacja jest niedocenianą przez współczesną medycynę procedurą terapeutyczną – nie bez powodu, zapewne. Wszystko jednak wskazuje na to, że doceniają ją (a nawet przeceniają) nasi przywódcy: chcąc ochronić kraj przed wirusem – urywają głowę gospodarce.
Czy to możliwe, że rządzą nami aż takie matoły?
Wątpię. Musi chodzić o coś zupełnie innego. W końcu lockdown nie dotyczył tylko Polski. W większym lub mniejszym stopniu zamknięto gospodarki 85 czy 90 państw (ilu – trudno powiedzieć, bo dane na ten temat są płynne i skrajnie niewiarygodne). Czyżby więc chodziło o coś większego niż gospodarka tego czy tamtego kraju? (Posądzenie 90 rządów o solidarne wszechmatolstwo ich przywódców to dość atrakcyjny temat rozważań, ale dzisiaj – roboczo – odrzucę taką ewentualność).
Że zaraz wyskoczę z teorią spiskową?
Cóż, z pewnego punktu widzenia sam zarzut snucia teorii spiskowych jest dużo śmieszniejszy niż ich snucie – szczególnie jeśli mowa o decyzjach rządu. W końcu rządy zajmują się głównie spiskowaniem (np. Podnieśmy wynagrodzenie minimalne! Ci kretyni pomyślą, że chodzi o ich dobro, a nam do budżetu wpłynie dodatkowe 10 mld. Falę wypowiedzeń zrzucimy – jak zwykle – na przedsiębiorców i zdzielimy ich za to „podatkiem od okrucieństwa i braku empatii„).
No bo czym tak naprawdę jest tzw. spisek? Taki najprostszy. Wystarczy, że dwie osoby ustalą, że nie powiedzą o czymś trzeciej:
– Jolka, proszę cię, nie mów mamie, że zjadłem psiego bobka.
No i proszę. Spisek jak malowany!
Skąd przekonanie, że mamy do czynienia z FAKEpidemią i FAKEovidem?
Wyobraź sobie Felusia, który od 5 lat na coś czeka, powiedzmy – na pociąg. Siedzi na peronie i czeka. Wie, że ten pociąg musi kiedyś przyjechać i że będzie jechał właśnie tędy. Tak mu wyszło ze wszystkich możliwych wyliczeń, jakie przeprowadził. Mało tego – konsultował się z całą bandą innych Felusiów, którzy też czekają na ten właśnie pociąg (niektórzy nawet od 15 lat), i wszyscy – jak jeden – są zgodni, że im dłużej będą czekać, tym pociąg będzie większy i wjedzie z głośniejszym świstem.
W końcu – z ogromnym hukiem coś wtacza się na peron…
Tymczasem peronowe głośniki informują, że to nie pociąg, tylko… ż y r a f a ?
Nie ja jeden od lat czekam na światowy reset finansowy.
Banda o której mówiłem, to np. Jim Rickards, Nomi Prins, Marc Faber, Jim Rogers, Max Keiser, Peter Schiff, Mike Maloney, David Morgan, Harry Dent, Robert Kyosaki, Gerald Celente i setki, tysiące innych.
Miałbym TERAZ dać się nabrać, że to, co właśnie dzieje się na świecie – to… w i r u s?
Nie zrozum mnie źle. Nie twierdzę, że wirus nie istnieje. Twierdzę tylko, że jego istnienie nie jest powodem, ale pretekstem do działań rządów, choćby z tego powodu, że prawdziwa śmiertelność Covid-19 oscyluje w granicach 0,15-0,25%, jest więc porównywalna ze śmiertelnością grypy. (Kto nie wierzy – polecam kanał Filipa Koniecznego na YT; to bardzo rzetelny chłopak i swoje opracowania przygotowuje techniką ‘spalonej ziemi’, tj. trudno cokolwiek dodać. Tak trzymać!).
Śmiertelność 0,15-0,25%?!
Przypominam, że śmiertelność chorób dietozależnych, związanych z nadmierną konsumpcją tłuszczów i białek zwierzęcych to ~70% (mowa o wszystkich twarzach tzw. zespołu metabolicznego, a więc chorobach sercowo-naczyniowych – choroba wieńcowa, nadciśnienie, zawał, udar, hipercholesterolemia, a także o takich jak otyłość, cukrzyca, większość nowotworów, osteoporoza, niewydolność nerek itd.). Jednak (!) nikt z tego powodu nie tylko nie zamknął gospodarki, ale nawet nie zakazał jedzenia skwarek!
Tymczasem tutaj – pstryk i po dwóch miesiącach wskaźniki ekonomiczne zaczynają do złudzenia przypominać te z czasów wojny. Komu i do czego było to potrzebne?
Czym – w aspekcie ekonomicznym – różni się czas wojny od czasu pokoju? Po co ktokolwiek miałby sztucznie wywoływać stan zagrożenia i niepewności, wybudzając uśpione w społeczeństwach pokłady strachu?
W czasie wojny mamy do czynienia z dwoma nakładającymi się na siebie elementami: Po pierwsze rządy – za przyzwoleniem, a nawet poparciem społeczeństwa – mogą drukować walutę lub zadłużać się na masową, niewyobrażalną wręcz skalę. Po drugie – w czasach niepewności społeczeństwo kitra szmal w materacu, nie puszczając go w obieg. Te właśnie dwa elementy sprawiają, że w czasach wojny nie eksploduje hiperinflacja.
Zwracam uwagę, że FAKEcovid kreuje taką właśnie sytuację. Waluta wprowadzana dodatkowo do systemu – jako pomoc rządowa – kumuluje się w systemie. Dupiliony te nie pokazują się jednak w obiegu, gdyż gospodarcza cyrkulacja pieniądza spadła – dzięki zamknięciu gospodarki.
Oszczędności małej lub średniej polskiej firmy średnio wystarczają na 2-3 miesiące postoju. Dodając do tego jakość i skuteczność naszej – pożal się boże – tarczy antykryzysowej (większą nosiłem kiedyś nad paskiem) – już wkrótce czeka nas prawdziwy chaos, przy którym pseudo-protest pana Tanajno to nudny capstrzyk. Masowe zwalnianie pracowników – szczególnie w naszej rzeczywistości gospodarczej, gdzie nie wystarczy zwykłe ‘You’re fired!’ – musi skutkować ogromem ludzkich tragedii.
Ale nie o tym dzisiaj…
Cóż więc z tą hiperinflacją?
Eksploduje ona ZAWSZE – dopiero tuż po wojnie! Tuż po kryzysie. W chwili, kiedy społeczeństwo poczuje się bezpieczniej – zapanuje ten krótki moment ekstazy, w którym wszystko będzie wyglądać niebiańsko. Znów ruszy gospodarka, znów będzie można znaleźć zatrudnienie, znów – wydawałoby się – wszystko wróci do starego. Niestety – to tylko pozory. Będzie już za późno.
Uwolnione nagle przez wszystkich oszczędności – spowodują reakcję lawinową. Wartość waluty będzie spadać z miesiąca na miesiąc w tak szybkim tempie, że przerażone społeczeństwo zacznie – na wyścigi – pozbywać się oszczędności, wykupując wszystko, co tylko może przechować wartość.
I właśnie wtedy – gdy wszyscy zrozumieją, że ich majątek stracił wartość – właśnie wtedy i DOPIERO WTEDY – rząd zamrozi konta bankowe i ogłosi wprowadzenie nowej waluty, najprawdopodobniej – cryptowaluty rządowej. Załóżmy: 10000 PLN = 1 cryptoZŁ. (Ten akurat przelicznik znamy z czasów Balcerowicza, ale może być dowolny inny).
Tak. Po raz kolejny – klasa średnia ma zapłacić wszystkie długi sektora rządowo-finansowego. Przynajmniej w teorii – tak właśnie ma być. Tak sądzę.
Ale nie będzie. Nie tym razem.
Myślę, że – tym razem – się nie uda.
Nigdy wcześniej scentralizowana finansjera nie musiała stawać do walki ze zdecentralizowaną. Ten pojedynek – dopiero przed nami.