Jeśli czcionka jest dla ciebie zbyt mała – przytrzymaj klawisz Ctrl i dopasuj powiększenie klawiszami „+” i „-”.
CryptoPrzewrót – jak wpłynie na codzienność
Chciałem rozpocząć przewrotnie – słynnym cytatem z 1899 roku, przypisywanym Charlesowi Duellowi, Komisarzowi Federalnego Biura Patentowego Stanów Zjednoczonych:
„Wszystko, co mogło być wynalezione zostało już wynalezione.”
Niestety, moją przewrotność diabli wzięli, bo jak się okazało Duell od 120 lat świeci oczami za coś, czego nigdy nie powiedział. W 1902 oznajmił on natomiast coś dokładnie przeciwnego:
„Niemal żałuję, że nie mogę przeżyć swojego życia jeszcze raz,
aby ujrzeć cuda, które są u progu”.
Miał rację.
Wiek XX. był przebogaty w cuda, a XXI. nie jest gorszy, dlatego stoję przed trudnym zadaniem, gdyż odpowiedź na pytanie: Jak technologia DLT zmieni naszą codzienność i na jakie dziedziny życia wpłynie? – nie może być wyczerpująca. Gdybym się uparł, że napiszę tylko to, co już wiemy – felieton byłby dłuższy niż ustawa o podatku VAT z objaśnieniami. Gdybym chciał w skrócie, zbilansowałbym tak: DLT wpłynie na wszystkie dziedziny życia. Jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio.
Mogę jednak zrobić ‘coś pomiędzy’. Pokażę samą naturę zmian, ubierając ją w wieloaspektowy przykład Zdecentralizowanej Korporacji Autonomicznej (DAC – Decentralized Autonomous Corporation).
Jak myślisz, w co najmocniej uderzy technologia, której istotą jest decentralizacja gromadzenia i udostępniania danych? Czy jej ofiarą nie padnie aby wszystko to, co posiada dokładnie przeciwny charakter?
Najbardziej ODCZUWALNYM efektem wprowadzenia technologii DLT będzie ELIMINACJA OGNIW POŚREDNICH w dowolnych strukturach: finansowych, gospodarczych, administracyjnych, społecznych, kulturowych, zawodowych itd.
Wszędzie!
Tak, będą zwolnienia – nie od razu, tylko w tempie dyktowanym dynamiką rozkwitu nowej technologii. Najbardziej, jak zwykle, ucierpią ci, którzy nie lubią się uczyć i mają awersję do zmian. Taki już ich los. Świat nie toczy się po to, abyśmy stali w miejscu. Rozwój kolei i motoryzacji był czymś więcej niż odebraniem źródła dochodu dla dorożkarzy, tak jak rozwój Internetu nie był zamachem na roznosicieli gazet. Nieodwołalnie i nieodwracalnie znów nastąpi globalne ‘przebranżawianie się’.
Wszelkie biadolenia i próby zatrzymania tej tendencji spełzną na niczym, gdyż ich skuteczność zawsze przypomina zawracanie kijem Wisły. Każda rzeka woli jednak płynąć w dół, a nie w górę, bo taki jest właśnie kierunek przebiegu procesów spontanicznych, szpanersko zwany ‘entropią’. Dlatego wprowadzenie technologii DLT do naszej codzienności jest nieodwracalne: bo tak jest KORZYSTNIEJ dla wszystkich. Bez pośredników życie będzie TAŃSZE. I prostsze. Lepsze.
Że co? Że zwolnią z pracy – to źle? Statystyki mówią coś dokładnie odwrotniusieńkiego (badaniaHR.pl, Sedlak & Sedlak). Zmiana pracy jest jak wizyta u dentysty. Rośnie po niej nie tylko satysfakcja zawodowa, ale też motywacja i zadowolenie z życia – bez względu na to, czy ktoś tego chciał czy nie.
(Nawiasem mówiąc, od dawna mnie dziwi, że psychiatrzy nie zlecają wizyt u dentysty jako kluczowej metody leczenia depresji. Ale co ja tam wiem…).
No dobra: będą zwolnienia, bankructwa i przebranżawianie. Ale to tylko jedna strona cryptoMedalu. Powiedzmy o drugiej, tej ważniejszej: Jednocześnie (!) powstanie niewyobrażalnie ogromny rynek pracy! Nowa rzeczywistość zawsze odsłania nowe, nieskażone ludzką stopą możliwości. Najbardziej zyskają freelancerzy, „szlafroki” i ci, którzy nie lubią pracodawców. (Na dobrą sprawę pracodawca to właśnie ogniwo pośrednie pomiędzy nami a zarobkiem).
A teraz zapowiedziany wieloaspektowy przykład. Cyfrową walutę nazwijmy roboczo ‘cryptoGroszem’, gdyż świat oprze się na tzw. mikropłatnościach, czyli przesyłach bardzo małych kwot (większość kryptowalut ma 8 miejsc po przecinku):
Załóżmy, że jesteś MUZYKIEM. Obecnie, żeby zarobić na własnej twórczości musisz wykonać serię działań przypominających kopanie dołu w sypkim piachu; im mocniej kopiesz, tym głębiej grzęźniesz. Mowa np. o poszukiwaniu zawodowego sprzymierzeńca (agent = pośrednik nr 1) inwestorów (producent = pośrednik nr 2; wydawca = pośrednik nr 3), dbaniu o prawa autorskie (ZAIKS = pośrednik nr 4), promowaniu się na portalach różnej maści (pośrednicy nr 5, 6, 7…), itd. Każdy z pośredników to albo pretendent do ewentualnych zysków z twojego utworu, albo usługodawca, który pobiera opłatę wprost, nie gwarantując swojej skuteczności (ale krojąc dzięki tobie kokos, z którego nie odpala ci ani wiórka). Kiedy zostaje wypracowany jakikolwiek zysk – wszyscy pośrednicy stoją w kolejce do kasy przed, a nie za autorem. Tak zakopany po uszy, często uwikłany w umowy, których treść wiąże ci ręce – czekasz na jutrzenkę sławy. W tym czasie oczywiście musisz za coś żyć, więc przemierzasz bocznicę kolejową z myjką ciśnieniową w garści. A potem Gośka nagle zachodzi w ciążę…
Nie! Będzie inaczej. Wyobraź sobie, że wrzucasz swój utwór do Internetu, a za każde odsłuchanie go gdziekolwiek na świecie i przez kogokolwiek – dostajesz 1 cryptoGrosz. Technologia DLT pilnuje (zamiast ZAIKSu), żeby ten cryptoGrosz trafił do ciebie i tylko do ciebie. Pilnuje też tego, że jeśli ktoś przesłucha utwór do połowy – dostaniesz pół cryptoGrosza, a jeśli do jednej/czwartej – ćwierć. Za 1000 pełnych przesłuchań – masz 1000 cryptoGroszy, które same gromadzą się na twoim koncie, podczas gdy ty komponujesz kolejny utwór.
Jeśli twoja Gośka jest GRAFIKIEM lub FOTOGRAFIKIEM – sprawa jest analogiczna; DLT pilnuje, aby za każde użycie i odsłonę jej grafiki (gdziekolwiek na świecie i przez kogokolwiek) – otrzymała swoje cryptoGrosze.
Teraz wyobraź sobie, że jakiś DZIENNIKARZ trafił w Internecie na plik z twoim nagraniem. Podoba mu się, więc przesłuchuje go wielokrotnie (oczywiście każde z tych przesłuchań wzbogaca cię o kolejny cryptoGrosz) i postanawia o tobie napisać. Pisze i wrzuca do sieci. Tutaj jest tak samo: każda odsłona jego tekstu „opłaca się sama” (dosłownie i w przenośni), a cryptoGrosze od odbiorców zasilają jego konto. Jeśli w swojej publikacji użył grafiki Gośki, to i ona otrzyma swoją zapłatę niezależnie od niego. Zapewne użył też twojego utworu muzycznego, więc – niezależnie od niego i Gośki – zapłatę otrzymasz też ty. Przy tym wszystkim wszyscy troje nie musicie podpisywać ze sobą żadnej umowy!
Jakim cudem?
Bo umowa pomiędzy wami jest tzw. smart-kontraktem, zapisanym w cyfrowej strukturze cryptoGrosza. Jest ona oczywiście napisana w języku kodu, ale wszyscy ją znacie i zgodziliście się na nią, używając cryptoGrosza. Mogłaby brzmieć tak: „Za każdą odsłonę publikacji przez odbiorcę (tu zapis parametrów odsłony, które muszą być spełnione, np. czas), cryptoGrosz pobiera z jego konta mikroopłatę i przekazuje ją twórcom publikacji wg proporcji: 99% dla autorów (i tu zapis proporcji cząstkowych) i 1% dla platformy cryptoGrosz”.
Jak widać, rolę wszystkich pośredników przejęła platforma cryptoGrosza, ale jej „dola” jest pomijalna, szczególnie w zestawieniu z ogromem zadań, które spełnia.
Smart-kontrakt ‘egzekwuje się sam’, gdyż jest to po prostu program, którego jedynym zadaniem jest wykonanie jakiejś akcji (w naszym wypadku – automatycznej transakcji przelewu cryptoGroszy z konta odbiorcy na konta autorów) – jeśli zostaną spełnione określone warunki (tutaj: odsłona publikacji wg określonych parametrów).
Oczywiście system działa w obie strony. Chcesz przygotować Gośce obiad, więc odwiedzasz w sieci kulinarną stronę z przepisami. Teraz ty jesteś odbiorcą, więc mikroprzelew cryptoGrosza wędruje z twojego portfela – na portfel autorki przepisów.
Tak właśnie działa Zdecentralizowana Korporacja Autonomiczna (DAC). Bez Dyrekcji, bez Menadżerstwa i innych Hjumanresorsów. Zarządem jest tu informatyczny kod, który czuwa na ‘logiką biznesową’ korporacji w sposób zautomatyzowany. Jest bezduszny, więc nie da się go skorumpować i nie ucieka ze zdefraudowanym kapitałem na HulaGula.
I teraz uwaga!
Smart-kontrakt cryptoGrosza może mieć też zakodowany inny mechanizm: Przelewając walutę, automatycznie ‘samowystawiają się’ cryptoFaktury wszystkich autorów, a kiedy trzeba ‘samościąga się’ cryptoPodatek, który w ciągu sekundy jest odprowadzony do portfeli urzędów skarbowych państw, w których mieszkają autorzy. O ile, rzecz jasna, państwa te zechcą nadążać za technologią…
I tu zapada mrok.
Z tym będzie najtrudniej.
Niestety: Największym wrogiem prawdziwych innowacji jest zawsze administracja państwowa: milionogłowy, bezwładny BEHEMOT z młotem Thora w… prawicy? / lewicy? Wszystko jedno. W grabicy! Zamiast nim coś naprawić – (a młot Thora może wszystko, okej?) – tłucze nim na oślep, chcąc za wszelką cenę zachować status quo.
Piszę to z boleścią, ale większość powiązanych z nową technologią projektów, jakie snują administracje przeróżnych rządów (jakie udało mi się odnaleźć) skierowane są przede wszystkim na… kontrolowanie. Kontrolowanie granic, tożsamości obywateli, stanu posiadania, przepływów finansowych, licencji, zasobów firm, ściągalności podatków itd. Administracja – pozornie – zachowuje się tak, jakby nie rozumiała, do czego służy technologia. Czy po to jest liczydło, żeby nim bić po łapach? A jakieś inne pomysły? Np. żeby ludziom jakoś… pomóc? Nic?
Ale to są pozory.
Zdradzę wam o co chodzi: oni się boją. Już wiedzą, że technologia DLT właściwie zastosowana doprowadzi do gigantycznego zmniejszenia zatrudnienia w sektorze administracji. Na moje oko – o 95%, a może i więcej. Dlaczego? Bo istotą zapisu kryptograficznego jest NIEZAPRZECZALNOŚĆ. Dowolny dokument podpisany kryptograficznie posiada rangę poświadczenia notarialnego. A co robi większość urzędów administracji państwowej? Tworzy dokumenty, z którymi potem sama ma robotę: wydaje, zaświadcza, weryfikuje, potwierdza, przyznaje, uznaje i archiwizuje. Jaki sens będzie miało istnienie tego cyrku w dobie DLT? Przecież tutaj wszystko staje się niezaprzeczalnie poświadczone i zarchiwizowane – już w chwili swojego powstania. Rolę „wszecharchiwum” przejmą miliardy węzłów zdecentralizowanej platformy Internetu.
I oni to wiedzą. Wiedzą nawet coś więcej: że DLT ma charakter rewolucyjny, mogący „doprowadzić do radykalnych zakłóceń.” (!) I dalej: „Potencjał ten wynika z postępów w dziedzinie oprogramowania, (…); z innowacji, jakie umożliwiają w różnych branżach (…); z usprawnień w przetwarzaniu danych (…); również z filozofii, na której są oparte, filozofii konsensusu, open source, przejrzystości i społeczności.”
(cytat z: „DLT: beyond block chain”; A report by the UK Government Chief Scientific Adviser. Tłumaczenie na język polski: Zespół NASK we wsp. z Magdą Borowik, Dyrektor Programu Blockchain, FinTech Poland).
Cytowane sprawozdanie umieszcza DLT na liście rewolucji technologicznych, które zmieniają sposób w jaki gospodarka lub społeczeństwo są zorganizowane. DLT stawiane jest w równym rzędzie z rewolucją przemysłową roku 1770, a także 1830 (silnik parowy), 1875 (stal, elektryczność), 1910 (ropa naftowa, samochody) i 1970 (informatyzacja i telekomunikacja). Przyznają, że DLT „podważa nasze dotychczasowe wyobrażenie o wytwarzaniu wartości” i że mamy tu do czynienia z (uwaga!) „zdolnością do głębokiej transformacji reszty gospodarki (i w końcu społeczeństwa)”.
Ja tam im się nie dziwię.
Gdybym był administracją, też bałbym się radykalnych zakłóceń wynikających z przejrzystości. A najbardziej to chyba tego, że source jest i będzie open.
W jakim tempie nastąpi ten cryptoPrzewrót? Zerknij na poniższe zestawienie i odpowiedz sobie sam.
CDN
Od Redakcji
Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z pierwszą częścią felietonu pt. „Jesteś świadkiem REWOLUCJI”, koniecznie nadróbcie zaległości: