W europejskich kuluarach regulacyjnych od miesięcy wrze dyskusja o tym, jak daleko można posunąć się w nadzorowaniu przepływów pieniądza. Zarówno tradycyjnego, jak i cyfrowego. Gdy w sieci pojawił się pierwszy sygnał potwierdzający, że Bruksela 'zdelegalizowała prywatność’ przez zakaz gotówki powyżej 10 tys. euro i identyfikację każdej płatności w Bitcoinie od 2027 r., musieliśmy to skomentować.
Dla środowisk prokonsumenckich i wolnościowych przecież brzmi to jak zapowiedź świata, gdzie każda złotówka, a niebawem każdy Bitcoin ma być śledzony przez urzędników. Na szczęście, jak to zwykle bywa w unijnych sprawach, rzeczywistość okazuje się bardziej złożona i nieco mniej sensacyjna. Ale nie miejmy złudzeń.
Z roku na rok, z dekady na dekadę, ludzkość godzi się na oddanie kontroli nad swoimi zasobami podmiotom zewnętrznym. Efekt? Powstał wart fortunę rynek 'nadzorowania’ i 'pośrednictwa’ finansowego. Dziesiątki podmiotów zarabia co roku biliony dolarów za kontrolę nad obrotem pieniądza. Gotówka nie daje im takiej możliwości. Jak więc mamy się dziwić, że lobby forsuje zakaz płatności gotówką?
W ostatnich tygodniach ceny tzw. 'privacy coinów’, które dzięki szyfrowaniu umożliwiają zachowanie anonimowości w transakcjach (m.in. Zcash, Monero) potężnie wzrosły. To znak, że coś się dzieje. Czy znamy konkretny termin wejścia w życie tej ustawy?
Tak, znana dziś data planowanego wdrożenia to lipiec 2027. Zatem zegar tyka i czasu zostało relatywnie niewiele. Czy Polska tego uniknie? Prawdopodobnie nie, została wymieniona przez regulatorów. W każdym razie ewentualny zgrzyt na tym polu może znowu pogorszyć relacje na linii Warszawa – Bruksela (i niewykluczone, że tak się stanie).
Skąd wziął się t?
Współczesny obywatel, zmęczony lawiną regulacji i biurokratyczną kreatywnością, łatwo uwierzy w scenariusz, w którym UE krok po kroku wypiera gotówkę i zamyka przestrzeń dla anonimowych transakcji. Prawdą jest, że limit płatności gotówkowych na poziomie 10 tys. euro zaitnieje jako element 'szerszego’ pakietu AML, na temat unijnych zasad przeciwdziałania praniu pieniędzy.
Ale to nie jest żadna nowość ani próba zlikwidowania banknotów jako takich. Europa dąży do ujednolicenia limitów. Wiele państw stosowało je już wcześniej na własną rękę. Bardziej zapalne okazało się jednak drugie stwierdzenie. Mianowicie rzekomy obowiązek identyfikacji przy każdej płatności BTC. Wcześniej regulatorzy nie stawiali tego tematu na piedestale.
Portfele prywatne zostają w spokoju
Aktualnie consensus jest następujący. Otóż unijne AMLR nie wejdzie (jeszcze) na teren prywatnych portfeli. Bruksela nie ma zamiaru przeszukiwać 'zimnych portfeli’ ani przeczesywać samodzielnie kontrolowanych kluczy. To, co rzeczywiście się zmieni, dotyczy przede wszystkim usługodawców. Czyli giełd, aplikacji płatniczych, operatorów transferów.
Jeżeli firma pomaga użytkownikowi wysłać lub odebrać środki, będzie musiała zebrać określone dane o nadawcy i odbiorcy. Innymi słowy, UE próbuje uregulować punkty styku kryptowalut z tradycyjnym światem finansów; nie każdą transakcję w sieci Bitcoin. To i tak duży krok w stronę nadzoru.
Co prawda sam Bitcoin jako protokół i samodzielna kontrola klucza prywatnego pozostają nietknięte… Ale system zostaje stworzony w taki sposób, by tę rolę zaburzyć, umniejszyć i powoli uczynić niepraktyczną. Wpływa też na preferencje oraz możliwości 'zwykłego Kowalskiego’, który chciałby skorzytać z infrastruktury crypto. Zatem nie jest prawdą, że ustawa dotyczy WYŁĄCZNIE firm.
MiCA i TFR, czyli fundamenty europejskiego porządku cyfrowego
Cała ta dyskusja pojawia się w cieniu dwóch unijnych projektów, które powoli wchodzą w zaawansowane fazy. Chodzi oczywiście o MiCA oraz TFR. Przypomnijmy, że MiCA to rozporządzenie, które ma stworzyć jednolity rynek dla firm działających w świecie aktywów cyfrowych. Regulacja funkcjonuje od 2023 r. i jest iście 'europejskim sposobem’ na poddaństwo regulacyjne pt. chcesz świadczyć usługi w UE, pokaż licencję.
To nieco przypomina model, jaki działał w sektorze bankowym czy płatniczym. Kto operuje cudzymi pieniędzmi, musi przecież działać transparentnie. Biurokratycznie? Oczywiście. Ale oficjalnie chodzi o to, by rynek nie wyglądał jak Dziki Zachód i żeby przeciętny klient wiedział, że giełda, z której korzysta, nie znika pewnego wieczora wraz z depozytami użytkowników.
Z kolei TFR to bardziej przyziemna, ale równie ważna z perspektywy Brukseli regulacja. Wymaga od dostawców usług kryptograficznych, by gromadzili dane o nadawcy i odbiorcy transakcji, gdy ta przechodzi przez ich system. Bruksela twierdzi, że chodzi o walkę z praniem pieniędzy i finansowaniem organizacji przestępczych. To już naprawdę standardowa narracja, do której rynek zdążył się już przyzwyczaić.
Europa chce kontroli
Unia od kilku lat, z uporem maniaka prowadzi politykę 'zamykania luk’, które pozostawiały firmy spoza UE. Jeśli zagraniczna giełda chce obsługiwać Europejczyków niezależnie od tego, czy ma biuro na Malcie, w Estonii czy w Niemczech musi poddać się europejskim wymogom.
Zatem to oczywiste, ze to walka o dominację regulacyjną. UE chce być miejscem ostatniej instancji. Miejscem, które dyktuje warunki globalnym podmiotom. Owszem, to próba okiełznania sektora, który rozwijał się szybciej, niż ustawodawcy byli w stanie reagować i wymykał się ramom… Ale czy to usprawiedliwia tak zakrojone działania?
Zmierzch gotówki i prywatności
Wreszcie wracamy do punktu wyjścia. Limit 10 tys. euro dla gotówki nie jest końcem pieniądza fizycznego. Ale nie da się ukryć, że stopniowo buduje się system, w którym anonimowe transakcje (czy to w banknotach, czy na blockchainie) stają się coraz mniej tolerowane. Docelowo mogą okazać się nawet penalizowane i uznane za przestępstwo (!)
Wszyscy, którzy nie dbają o to, kto kontroluje ich pieniądze mogą to odczytywać jako próbę uszczelnienia systemu finansowego. Ale z libertariańskiej perspektywy, widzimy rozpędzoną kulę śnieżną regulacji ograniczających swobodę obywateli. Gotówka i Bitcoin mają jedną wspólną cechę. Pozwalają na transakcje, które nie wymagają niczyjej zgody.
Władze widzą w tym ryzyko dla własnej pozycji i wpływów. Regulacje na pewno nie zatrzymają innowacji, ale mogą ją spowolnić. Niestety dziś na szali leży coś więcej, niż tylko rozwój 'anonimowej’ infrastruktury blockchain. Na szali leży finansowa wolność nasza, naszych dzieci i wnuków.
Patrząc na tempo, z jakim UE wprowadza kolejne nadzorcze warstwy, można zakładać, że trend będzie kontynuowany. Europa od dawna stawia na regulacje jako fundament zaufania do rynku. Wcale nie wygląda na to, żeby zamierzała zmienić kurs. Ale jednocześnie Bitcoin nie zniknie. Samodzielne przechowywanie środków wciąż jest legalne. Obecnie jeszcze nic nie wskazuje na to, by UE próbowała to zmienić… Ale w przyszłości? To możliwe.
Tym razem ostateczna granica między nadzorem a wolnością ma przebiigeać w usługach, które łączą świat blockchaina z tradycyjną gospodarką. To komplikuje działalność operacyjną dla setek firm z branży. Właśnie na tym styku rozegra się najbliższa dekada europejskiej polityki finansowej. Reszta pozostaje w rękach obywateli. To my zdecydujemy, czy wygoda nadzorowanych usług jest warta oddania kontroli nad przepływem własnych pieniędzy.
Co precyzuje regulacja?
Teraz co najważniejsze, oczywiście gotówka nie od razu stanie się kontrabandą. Regulacja obejmuje na tym etapie wyłącznie płatności gotówkowe dokonywane na rzecz firm. Zatem to nie są przepisy dotyczące ogólnego posiadania gotówki ani płatności 'gdziekolwiek, komukolwiek i jakkolwiek’.
Transakcje gotówkowe między dwiema osobami fizycznymi, w sytuacji nieprofesjonalnej pozostaną generalnie wyłączone z nowych ograniczeń. Nadal dwie osoby prywatne mogą umówić się na dowolną kwotę płatności gotówką… Chyba że w danym kraju obowiązują lokalne, ostrzejsze przepisy.
Chociaż UE ustanawia limit 10 tys. euro to kraje takie jak Włochy czy Francja mogą zastosować własne, znacznie niższe limity krajowe. Pokażmy to na przykładzie zakupu samochodu. Zakup auta za ponad10 tys. euro od dealera w gotówce będzie niedozwolony dla sprzedawcy…
… Ale sam zakup np. od osoby prywatnej (jeśli kraj nie ma niższego limitu) nadal może być legalny. Regulacja nie przewiduje też ograniczeń w przechowywaniu gotówki, wypłat z banków czy posiadania dowolnej ilości banknotów. Zatem aktualnie limit w realnym życiu dotknie jedynie większych transakcji firm z innym firmami oraz firm z konsumentami usług.
Jakie będą efekty? Wzrost płatności w szarej strefie, wyrejestrowywanie podmiotów poza UE, transakcje między firmami dokonywane 'na słupy’ i wiele innych. Wszystko to prawdopodobnie będzie pokłosiem regulacyjnych udziwnień urzędników z Brukseli.
W Europie zawrzało?
Jeszcze przed regulacją UE panował chaos limitów krajowych. Przykład? Włochy mają oficjalny, szacowany limit bezgotówkowych płatności w wys. 5000 euro. Austria… Nie ma żadnego limitu. Unia chce, by podporządkowali się wszyscy, pod płaszczykiem 'wyrównywania różnic’. Nawet wprost przyznaje, że celem jest zmuszenie większej liczby płatności do odbywania się kanałami możliwymi do monitorowania (banki, fintechy).
Mniej gotówki to (w teorii) mniej 'szarych stref’ ale w praktyce… Przesadne regulacje prowadzą do powiększenia się szarej strefy w podobny sposób, jak zbyt wysokie podatki prowadzą do niższych wpływów do budżetu (krzywa Laffera). Ale Komisja Europejska powtarza jak mantrę banały o 'harmonizacji przepisów AML’, czy 'zamykaniu luk prawnych’.
A co mówią dane o praniu pieniędzy? Według UNODC na świecie pierze się od 2 do 5% globalnego PKB — do 1,87 biliona euro rocznie. Ok. 70% grup przestępczych w UE używa prania pieniędzy do finansowania działalności i ukrywania majątku. Większość z nich prawdopodobnie opiera się na gotówce. Komisja wskazuje w argumentacji,że naprawdę duże kwoty stały się momentami praktycznie niemożliwe do namierzenia.
Ale spokojnie. Urzędnicy pracują nad tym, by to zmienić na dobre. Tak oto we Frankfurcie nad Menem powstanie nowy podmiot (finansowany z pieniędzy podatników europejskich). Mowa o Anti-Money Laundering Authority (AMLA), która uzyska pełnię mocy wraz ze startem pakietu. Banki, przedsiębiorstwa i regulatorzy dostaną 3 lata na wdrożenie systemów wspierających nowe przepisy.
Czy limit gotówki ograniczy przestępczość? Prawdopodobnie nie. Alternatywne metody istnieją nadal i nie jest możliwe, by Bruksela uniemożliwiła je choćby miała regulować przez kolejne 150 lat. Państwa członkowskie mają różne możliwości, tradycje regulacyjne i mentalność. To może stwarzać przeszkody w długim terminie i 'sabotować’ ustawę. Dziś pozostaje nam cieszyć się wolnością i budować fundament pod radzenie sobie z unijnymi fantazjami.
Podróże w UE 'z duszą na ramieniu’
W debacie o unijnych limitach gotówkowych ostatnio dominują dwa tematy: ograniczenie 10 tys. euro przy płatnościach do firm i obowiązki związane z kryptowalutami. Tymczasem istnieje jeszcze jeden, nie mniej istotny element finansowego porządku w UE.
Chodzi przepisy dotyczące przewożenia gotówki przez granice Unii. Niby znane od lat, ale mało kto czyta je u źródła. A szkoda, bo unijni celnicy mają tu dużo większe uprawnienia, niż wielu podróżnych zakłada.
Zacznijmy bez ceregieli: jeżeli wjeżdżasz na teren Unii Europejskiej lub ją opuszczasz z minimum 10 000 euro w gotówce, musisz to zgłosić. „Gotówka” w rozumieniu UE to nie tylko banknoty z portfela. To także:
- monety (nawet wycofane z obiegu, jeśli nadal można je wymienić),
- czeki, weksle, przekazy i inne,
- złote monety o zawartości złota min. 90%,
- sztabki i samorodne grudki złota o czystości 99,5% i więcej.
Krótko mówiąc: wszystko, co może przenosić wartość i nie wymaga konta w banku. UE patrzy na to szeroko, bo stara się zamykać luki, które wykorzystywano w klasycznych szlakach prania pieniędzy.
Absurdów ciąg dalszy
Jak uniknąć problemu? Wypełnić formularz deklaracji gotówki. To jeden, ujednolicony dokument obowiązujący we wszystkich państwach członkowskich. Wypełnia się go językiem kraju, przez którego granicę aktualnie przejeżdżasz, choć UE przygotowała wersje pomocnicze w kilkunastu językach (od arabskiego po wietnamski), aby 'ułatwić’ życie podróżnym.
W formularzu trzeba podać: skąd pochodzą pieniądze, do czego mają być użyte… Oraz kogo reprezentujesz (jeśli przewozisz gotówkę firmową), do tego dane osób dorosłych, nieletnich i podopiecznych jeśli podróżuje rodzina, lub grupa. Co ważne: limit liczy się na osobę. Jeśli jedzie pięcioosobowa rodzina, każdy ma swój własny limit 10 tys. euro.
E przewidziała też tzw. „unaccompanied cash”, czyli gotówkę wysyłaną pocztą, frachtem lub kurierem. Jeśli służby wykryją przesyłkę z gotówką, złotem etc., mogą zażądać pełnej deklaracji i to w ciągu 30 dni. Co więcej mogą działać nawet przy kwotach niższych niż 10 tys. euro, jeśli mają podejrzenia, że pieniądze są powiązane z przestępczością…
… Mogą przeszukać bagaż, pojazd, przesyłkę, a nawet zająć gotówkę do czasu wyjaśnienia sprawy. Mają też prawo zatrzymać niewłaściwie deklarowane środki. W niektórych krajach oznacza to kilka tysięcy euro grzywny, w innych nawet więcej. Państwa członkowskie mogą też mieć dodatkowe przepisy dotyczące przewozu gotówki… nawet wewnątrz UE lub wewnątrz granic jednego kraju. Deklaracje gotówkowe są przechowywane przez okres 5 lat.
W praktyce oznacza to, że te ’10 tys. euro’ to tylko punkt wyjściowy… Podobnie może być z regulacjami, które wejdą w 2027 roku.