Rafał Zaorski idzie na wojne z Philem Koniecznym. Sekta sprzedawców szkoleń?

Rafał Zaorski, żartobliwie zwany przez niektórych królem polskich spekulantów bynajmniej nie jest postacią czarno-białą ale jako portal branżowy podobnie do niego zdecydowanie dystansujemy się od różnego rodzaju sprzedawców szkoleń z zakresu rynku kryptowalut (i nie tylko). Poza kwestiami stricte moralnymi dostrzegamy w tym istotny element patologii polskiego świata inwestycyjnego (w gruncie rzeczy przecież nie tylko polskiego) oraz prawdziwą bolączkę branży kryptowalut.

Nie sam fakt dzielenia się publicznie własnym punktem widzenia na rynek jest problemem (choć tak, może nim być). Problemem są różnego rodzaju techniki manipulacyjne, których stosowanie pozwala szkoleniowcom wmawiać swoim klientom lub kandydatom na klientów, że posiadane przez nich i przekazywane informacje zasługują na jakąkolwiek zapłatę. Tym bardziej, że zwykle nie mówimy o symbolicznych kwotach. Zwykle straszą klientów lub ich potencjalną bazę (np. oglądający filmiki na YouTube) tworząc odpowiednią narracj. Jawią się jako 'oświeceni’ wybawcy na różnego rodzaju bolączki tego świata (finansowe lub inne) oraz tworzą odpowiednie środowisko by wzbudzać chciwość np. pokazując wykres cykli halvingowych Bitcoina, opatrując go odpowiednim komentarzem i zapraszając na płatny cykl szkoleń poświęconych przyszłej hossie kryptowalut. Uważamy takie działania za nieprofesjonale i niemoralne.

Porażka jest sierotą

Jako portalowi nie podoba się nam przepływ gotówki do kieszeni szkoleniowców, którzy próbują jawić się grupie wyznawców jako 'autorzy lub współautorzy finansowego sukcesu’. Oczywiście sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą. Gdzie są wszyscy Ci, którzy stracili na ich złotych radach i receptach swoje pieniądze? Jeśli uważają, że byli pomocni dla wszystkich tych, którzy zarobili pieniądze logika pokazuje, że powinni też czuć się odpowiedzialni za wszystkich tych, którzy je stracili. Ale czy naprawdę tak jest? Oczywiście, że nie – szkoleniowcy wypierają drugi przypadek i próbują tłamsić go w zarodku blokadami i milczeniem. Jeśli uważają, że odpowiedzialni są tylko za sukcesy podopiecznych potwierdza do tylko i dobrze obrazuje, że w całej tej sytuacji wszyscy mieli 'więcej szczęścia niż rozumu’ jadąc na kapryśnym Risk / Reward Ratio.

TINA

Ostatnia dekada wspierała wszystkich, którzy akceptowali potężne ryzyko – im wyższe – tym wyższy zysk. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu podejście do rynku od strony Risk – Reward nie było powszechne. Zrodziło się na fali zerowych i ujemnych stóp procentowych, gdy instytucje i inwestorzy stali się niewolnikami podejmowania ryzyka ponieważ TINA – There Is No Alternative (instrumenty fixed income tj. gwarantujące stały dochód dawały skromne co najwyżej 2/3% yieldy). Klienci instytucjonalni i fundusze inwestycyjne musiały więc wziąć udział w globalnym wyścigu po stopy zwrotu czego efektem była asymetryczna w stosunku do poprzednich dekad stopa ryzyka. Multimilionerem mógł zostać nawet przysłowiowy głupiec, który odpowiednio wcześnie kupił Dogecoina za kilka tysięcy złotych. Ale czy to przesądza o tym, że powinien organizować szkolenia opowiadając o swoim sukcesie? A może instruować jak inwestować w altcoiny? Przytoczmy tutaj fragment książki 'Najważniejsza Rzecz’ Howarda Marksa w której autor przytacza Warrena Buffetta:

„W komentarzu do czwartego poprawionego wydania The Intelligent Investor, Warren Buffett opisuje konkurs w którym kazdy z 225 mln. Amerykanów dostaje 1 dolara i raz dziennie rzuca monetą. Osoby, które wyrzuciły prawidłowy wynik 1 dnia, zbierają dolary od tych, które się pomyliły po czym następnego dnia znów rzucają monetą itd. 10 dni później okazuje się, że 220 tys. ludzi prawidłowo rzucło monetą 10 razy z rzędy wygrywając 1000 dolarów. Starają się być skromni ale na koktaljach zdarza się im opowiadać atrakcyjnym przedstawicielkom płci żeńskiej jaka jest ich technika i jaką niesamowitą intuicją mogą się poszczycić w dziedzinie rzucania monetą. Po kolejnych 9 dniach zostaje już tylko 215 ocalałych, którzy mieli rację 20 razy z rzędu i z których każdy wygrał 1 milion dolarów. Piszą oni książki o tytułach w rodzaju: „Jak przez dwadzieścia dni zmieniłem dolara w milion, pracując pół minuty każdego ranka i sprzedają bilety na prowadzone przez siebie szkolenia. Brzmi znajomo?

Gra iluzji

Większość ze szkoleniowców, podobnie jak ich klienci (przy czym obie te grupy mogą być tego nieświadome) zwyczajnie podróżuje na grzbiecie płochliwego konia jakim jest 'losowość’. Czy za to należy się zapłata? Owszem, część szkoleniowców 'premium’ prezentuje nieco wyższy poziom od prawdziwych amatorów-oszustów których zdemaskowanie jest prostsze i wydaje się oczywiste. Jednak to, co łączy obie te grupy to brak odpowiedzialności za środki swoich klientów, chęć wzbogacenia się bazując na prymitywnych emocjach ludzi oraz sprzedaż czegoś co nazywają wiedzą, a co jest zaledwie jej iluzją.

Wydaje się mieć zastosowanie zjawisko zwane paradoksem Duninga-Krugera (często i w zasadzie czasami słusznie kwestionowane) – osoby posiadające naprawdę znaczącą wiedzę z zakresu rynku zwyczajnie nie chcą i wstydzą się ją sprzedawać – ponieważ wiedzą, że ostatecznie to nie działa z korzyścią dla nabywców oraz zdają sobie sprawę z potęgi pierwiastka losowości. W takim wypadku jednak nie mogą organizować hucznych spotkań premium z klientami np. na skuterach śnieżnych i są daleko od kółka wzajemnej adoracji w którym przecieć czasami miło się przebywa.

Kto ma alfę?

Już w Wharton School, ponad 60 lat temu uczono, że to nie wyniki lecz tzw. 'alfa’ decydują o tym, jak dobrym się jest inwestorem lub traderem. W czasach boomu rynek nagradzał najbardziej tych, którzy podejmowali największe ryzyko i przez chwile grupa ta wygląda świetnie. Co jednak dzieje się z nimi, gdy rynek zmienia swój kierunek? Czy ich inwestycje nadal wyglądają tak samo 'mądrze’? Odpowiedź na to pytanie z pewnością znają wszyscy Ci, którzy słyszeli o tzw. 'minium socjalnym’ na Bitcoinie, które miało wynieść 100 000 USD.

Nie wszyscy szkoleniowcy są tak samo pewni siebie, część z nichwygląda nawet jakby mogła mieć rację i rzeczywiscie troszczyła się o pieniądze swoich wyznawców (być może nawet tak jest jednak de facto nie zmienia to niczego). Ostrzegają nawet przed ryzykiem (!) a niektórzy uważają nawet, że mogą się mylić (ale bynajmniej nie rezygnują z tego powodu ze stosowania technik manipulacyjnych, kontynuują je pod płaszczem i z gotowym 'alibi’ by ostatecznie móc rzec 'przecież ostrzegałem’).

Chleba i igrzysk

Zastanawiający jest także fakt, że mimo bardzo obfitej literatury (nie makulatury) w temacie finansów oraz związanej z nimi psychologii, tworzonej przez uznawane na całym świecie uznawane autorytety świata inwestycyjnego jak Howard Marks, Warren Buffett czy Nassim Nicholas Taleb (który w swoich pracach koncentruje się niemal wyłącznie na postrzeganiu ryzyka i zdarzeń losowych), Polacy wciąż chętnie sięgają po szkolenia tworzone przez youtuberów w maskach. Szukają prostego przepisu na sukces i nie chcą wziąć odpowiedzialności za własne decyzje. Łatwiej przecież zapisać się na szkolenie i kopiować ruchy swojego wirtualnego 'guru’, prawda?

Źródło: Rafał Zaorski, Twitter

Złudzenie wiedzy

Opierając swoją wiedzę a raczej złudzenie o niej (rynek nie jest nauką, inwestorzy na codzień mierzą się ze środowiskiem pełnym zdarzeń losowych, które wpływają na wyniki także w długiej perspektywie czasowej) na ryzykownych ekstrapolacjach (prognozowanie przyszłości na podstawie zdarzeń z przeszłości) i bazowaniu na pierwotnych ludzkich instynktach jak chciwość i strach tworzą swój majątek dając nieświadomym (lub uświadamianym przez siebie) bardzo ryzykowne recepty na sukces. Ośmielają się je sprzedawać, ale przecież nie ponoszą żadnej odpowiedzialności gdy zawodzą. Zawodziły i będą zawodzić.

Nasze zainteresowanie tym tematem niekoniecznie wynika z 'troski o cudze portfele’ – bardziej ze skali zjawiska oraz poczucia bezradności, gdy kolejne osoby ulegają bardzo prostym narzędziom manipulacji, które stosują szkoleniowcy. Ludzie kupujący szkolenia rzadko dysponują wiedzą z zakresu, na którym chcą się skoncentrować (nie bez powodu Ci, którzy dysponują rynkowym doświadczeniem i 'szukają’ na własną rękę – nie kupują szkoleń). Ale wystarczy odrobina sceptycyzmu i kilka lektur jak 'Najważniejsza Rzecz’ Howarda Marksa czy 'Zwiedzeni przez przypadek. Tajemnicza rola losowości w życiu i rynkowej grze’ Taleba by szerzej otworzyć oczy i wyjść z Matrixa.

W interesie sprzedawców leży przedstawienie inwestowania w kryptowaluty w taki sposób (lub jakiekolwiek inne aktywa), jakby była to tabliczka mnożenia, całki lub historia Polski. To daje widzom pozory fachowości i wiedzy, która jak mogłoby się wydawać przełoży się na wyniki. Sprzedawcy tworzą dobre warżenie – jednak bardzo rzadko posiadają erudycję i wiedzę (oraz doświadczenie) choćby porównywalne z takimi sylwetkami jak Howard Marks (nigdy nie pobierał pieniędzy za swoje przemówienia i regularnie publikowane 'Memos’ i został miliarderem).

Zbyt piękne by było prawdziwe

Nasze wnioski i przemyślenia adresowane do wszystkich, którzy rozważają kupno szkoleń wartych tysiące złotych (Nawet jeśli dla kogoś, kto je nabywa jest to niewielka suma, korzyść jaką odniesie po ich zakupie prawdopdoobnie również taka będzie – o ile się pojawi. Gdy jednak wystąpi, pamiętajcie, że to nie mentor sprawił że pojawił się zysk)

  • Literatura opisująca psychologię rynku oraz same metody inwestowania jest niezwykle obszerna i wiele kluczowych pozycji przetłumaczonych zostało na język polski (Bernstein, Taleb, Marks i wielu innych autorów) – lepiej korzystać z nich niż wiedzy 'youtuberów’.
  • Ilu znasz ludzi, którzy kopiując czyjeś działania lub nabywając szkolenia zbudowali majątek? Lub gdzie są historie o nich?
  • Jakie są faktyczne ruchy finansowe Twojego 'mentora’, którego oglądasz? Z jakich źródeł czerpie wiedzę? (ludzie przełacają za elementarną wiedzę o kryptowalutach nie dającej żadnej przewagi nad rynkiem)
  • W jaki sposób można zweryfikować czy ktokolwiek od kogo kupiłem/kupiłam szkolenie posiada 'alfę’ (powtarzalną zdolność do osiągania lepszych wyników od rynku gdy ceny rosną oraz średnio znacznie niższych strat – lub nawet zysków, gdy ceny spadają)
  • Jaki jest poziom ryzyka, który akceptuję? Ile czasu szkoleniowiec poświęca na analizę ryzyka oraz skąd czerpie wiedzę o zarządzaniu nim?
  • Czy szkoleniowec od którego kupuję szkolenie jest w jakikolwiek sposób odpowiedzialny za moje wyniki finansowe? Czy rekompensuje straty, gdy posłucham się prognozy, która okaże się błędna? Jak wyglądają kwestie prawne? Co dokładnie lub kto mnie chroni?
  • Dlaczego szkoleniowcy straszą pesymistycznymi wizjami przyszłości? Czy z przekazu wynika jakby sugerowali, że słuchanie ich może być receptą na nadchodzące problemy finansowe lub gospodarcze?

Szkoleniowcy asekurują się mówiąc, że 'jest ryzyko’. Słuchający klienci, którzy przepłacili za szkolenia pytają co jest nie tak, gdy sprawy nie mają się dobrze… Czyżby 'mentor był w błędzie’ ? Wówczas szkoleniowcy oznajmiają, że przecież ostrzegali przed ryzykiem! Czy to nie cudowny sposób na zabezpieczenie, utrzymanie wizerunku fachowca i nie wyjście na naciągacza?

W czasach gdy 'wszystko rośnie’ szkoleniowcy często 'mają rację’… Z niewłaściwego powodu.

Może Cię zainteresuje:

BitcoinBlockchainBTCKryptowalutyrafał zaorskiSpekulacja
Komentarze (0)
Dodaj komentarz