Google Stadia. O jednym takim, co chciał ukraść streaming

Streaming kojarzy się nam raczej z godzinami spędzonymi w bibliotece produkcji Netflixa i leniwym przewijaniem odcinków niż ze znającym na wszystko odpowiedzi wujkiem Google, ale czy może się to zmienić?

Giganta z Mountain View nie trzeba nikomu przedstawiać. Codziennie korzystamy z jego wyszukiwarki, by dowiedzieć się co zjeść, gdzie coś kupić, czy jaki jest sens życia. A wyniki otrzymujemy już w mniej niż sekundę. Można by myśleć, że „STADIA” jakoś będzie się z tym łączyła. Tymczasem nowatorska usługa streamingowa Google zajmuje się… gamingiem.

Ale dlaczego?

Czym jest ten, kryjący się za angielskim wyrazem, przemysł? Otóż jest to rozrywka elektroniczna, znana tutaj nad Wisłą jako gry komputerowe. Tak, ten wielki warty miliardy gigant technologiczny zaczął zajmować się zabawą dla dzieci? Przynajmniej tak można było by powiedzieć parę dekad temu. Dzisiaj, jest to największa dostępna dziedzina rozrywki, Przewyższa siedmiokrotnie, a to sporo, branżę muzyczną. Czyli jest to jakieś 150 miliardów rynku do podziału. Nic dziwnego więc, że Google chciało ukroić sobie kawałek z tego tortu. Szczególnie, że będąc już spółką technologiczną, nie jest tak bardzo oddalona od gier. Wystarczy spojrzeć na Microsoft i Sony, które podążyły podobnym tokiem lata temu i opłaciło im się.

Wielkie ogłoszenie…

Marząc o tak wielkim zysku, pod koniec marca roku 2019 ogłosili wielką nowinę – zaczynają iść w gry. Dokładniej, wymyślili, że posiadanie komputera do grania, czy konsoli jest oldschoolowe i strasznie drogie, a więc oni pozwolą grać bez posiadania żadnego sprzętu, wystarczy drobna opłata za subskrypcję i już.  Abonament ten, miał pozwalać na połączenie się z serwerem Google na którym to można odpalić grę, bez posiadania jej. Wypisz wymaluj Netflix dla graczy oraz ludzi, którzy chcieli by pograć coś bez wydawania tysięcy na potężny sprzęt lub konsole. Jest to piękny przykład strategii blue ocean, bo nikt nie oferuje czegoś takiego. Do tego możliwość ustawienia najwyższej jakości, granie na dowolnym kontrolerze i do tego płynność rozgrywki nie spotykana na konsoli.

Google stadia, prezentacja

…i nie wielka reakcja

Google chyba liczył, że cała branża będzie opiewać ich rewolucyjny pomysł latami. Cóż, wartość spółki podskoczyła o parę procent, a potem niczym szanowny osiedlowy Janusz po zbyt dużej ilości napoi wyskokowych, zaliczyli spadek trochę ponad 60 dolarów. Drobnostka mówi się, i strata na akcji znika w dwa miesiące. A to, że 30 maja można było tęsknić tylko za wysoką wartością to nic dla naszego dzielnego Wujka Google, który już miał plan. Otóż, czekał na E3, największe targi gier w całej branży, na których dochodzi do najważniejszych zapowiedzi, a akcje CD Projektu drożeją szybciej niż produkty spożywcze. Imponujący pokaz nowej usługi, i pompowanie oczekiwań za którymi podążają inwestorzy i ciągły wzrost wartości.

Pozytywny falstart?

Nastąpił dzień premiery, 19 listopada. Zainteresowanie konsolą wielkie jak nigdy, a dziennikarze ostrzyli zęby by napisać pierwsze artykuły. Wszystko zapowiadało się wspaniale, do momentu kiedy ktoś spróbował użyć produktu. Błędy, opóźnienia, problemy z łączem, brak usługi i setki innych katastrof. Jeżeli Google byłoby start-upem, to drzwi do ich studia zostałyby zamknięte w mniej niż tydzień.  A większe magazyny jak The Verge, czy New York Times donosiły, że zwyczajnie produktu nie powinno się jeszcze kupować. Głównymi problemami wskazanymi przez recenzentów były: potrójna płatność (za sprzęt, za usługę i za gry), ekosystem konsoli oraz dużo niewiadomych.  Można by powiedzieć, że cały projekt to fiasko i teraz czekać, aż włodarze Google wyprawią oficjalny pochówek Stadii. Ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie. Po premierze akcje grupy z Mountain View wzrosły o 4,5%. Sama firma obiecuję, że będzie dalej walczyła o swoje dziecko.

Samotny na szczycie? Nie na długo

Widać, że mimo słabego startu ludzie wciąż wierzą w ten projekt. Idea, która zatrzymała inwestorów, ma szansę stać się czymś więcej w przyszłości. Bo sama premiera była okropna, to zamysł Google już przyciągnął uwagę największych graczy.  Mogą to potwierdzić słowa Philipa Spencera „Kiedy mówimy o Sony i Nintendo, wielce ich szanujemy, ale dla nas to Amazon i Google są głównymi konkurentami na przyszłość.” A Nvidia, dobrze znana firma bitcoinowym górnikom, wystartowała z tańszą wersją usługi o nazwie Geforce now. Widać, że następują nowe czasy dla rynku gier i powinniśmy się przyglądać rozwojowi projektów streamingowych. Może nie w tym roku, ale za parę lat to projekty pokroju Stadii, Geforce now czy jeszcze nie ogłoszonych usług zdominują rynek.

Czy widzicie siebie inwestujących w tą technologie? Podzielcie się spostrzeżeniami w komentarzach! Czy kolejnym krokiem dla streamingu jest gaming?

Komentarze