#NiedzielnyWywiad z założycielem giełdy Cryptox – “Jestem niezależny, pracuję bez napinki”

O tym, na czym polega tworzenie giełdy z kryptowalutami, o przełomowych momentach w prowadzeniu biznesu i obecnej sytuacji Bitcoina na rynku opowiada grzem – założyciel giełdy Cryptox

Giełda Cryptox ruszyła w listopadzie 2016 roku. Czy decyzja o jej uruchomieniu była konsekwencją Twojej dotychczasowej działalności na rynku? Byłeś traderem, zajmowałeś się kryptowalutą w inny sposób?

O założeniu własnej giełdy myślałem wcześniej, bo już cztery lata przed uruchomieniem Cryptoxa. A precyzyjniej, pomysł rodził się we mnie w chwili, gdy na rynku zaczęła się rozwijać amerykańska giełda Cryptsy. Nie była to dla mnie jakaś szczególna inspiracja, ale  początek jej działalności zbiegł się w czasie z moimi planami założenia podobnego serwisu. Przed realizacją pomysłów powstrzymywał mnie jeden fakt: nie byłem deweloperem. Co prawda w tamtym okresie pracowałem jako analityk IT w warszawskich korporacjach, ale nie posiadałem jednak wystarczającej wiedzy programistycznej. Z drugiej strony nie mogłem pozwolić sobie na wynajęcie zewnętrznych programistów. Tym bardziej, że oznaczałoby to dla kilkuosobowego zespołu rok pracy, za którą przecież musiałbym płacić z własnej kieszeni.

Na rynku istniały co prawda gotowe rozwiązania, ale były niekompletne i mnie nie satysfakcjonowały. Co istotne,  już wtedy miałem wyraźną świadomość tego, że nie interesuje mnie budowanie serwisu, który umożliwiałby zamianę kryptowalut na waluty tradycyjne. Jedyny sens miał dla mnie model, w którym dokonuje się wymiany Bitcoina na inną kryptowalutę.

To ciekawy wątek, więc zatrzymajmy się przy nim na chwilę. Z czego wynikało takie podejście? Obserwacja rynku, dostrzeżenie atrakcyjnej niszy na nim?

Nie. Wymiana kryptowaluta – kryptowaluta daje po prostu możliwość niezawodnego arbitrażu. Bo jeśli transferujemy nasze środki na tradycyjny rynek finansowy, to oznacza po pierwsze – prowizje, a po drugie rozmaite kłopoty – podatkowe, lub te, które wiążą się z kwestią stabilności istniejących instytucji finansowych. Osobiście, od dawna ufam bardziej kryptowalucie, niż kontom bankowym. I należę do tej grupy osób, które twierdzą, że rozsypanie się całego tradycyjnego systemu, to tylko kwestia czasu.

Co było momentem przełomowym w dążeniu do realizacji pomysłu?

Zakup kodu i oprogramowania od właściciela Bitmaszyny, z którym prowadziłem zresztą rozmowy od dwóch lat. Obecnie działające oprogramowanie jest bliźniacze  w stosunku do oprogramowania Bitmaszyny. Początkowo miałem nawet plan, by po prostu przejąć odpowiedzialność za rynki krypto-krypto funkcjonujące już wtedy na Bitmaszynie. Takim rozwiązaniem nie był jednak zainteresowany jej właściciel. Ostateczne porozumienie  między nami dotyczące transakcji biznesowej nastąpiło kilka miesięcy przed startem Cryptoxa, czyli w okolicach maja 2016 roku.

Ile osób pracowało nad przygotowaniem Cryptoxa do rynkowego debiutu?

Byłem ja, programista Bitmaszyny i osoba, która miała kontakty z bardzo dobrą polską serwerownią, na której zresztą umieściłem swój serwis. Ja w tym zespole byłem gdzieś w środku, tzn. pełniłem funkcje testera, a jednocześnie wykorzystywałem swoje doświadczenie w pisaniu specyfikacji. Zresztą do dzisiaj zajmuje się testowaniem, pełniąc też rolę helpdesku. Takie jednoosobowe zarządzanie całością, dobrze się sprawdza.

Przed zakupem oprogramowania chciałeś pewnie ocenić w jakiś sposób potencjalną rentowność giełdy. Miałeś szczegółowy biznesplan?

Nie. Zdecydowałem się zaryzykować, inwestując własne pieniądze, i to nie małe. Miałem od początku świadomość, że przychody jeszcze długo nie będą nadzwyczajne. Mogłem sobie jednak pozwolić na to ryzyko, ze względu na podejście, które mną kierowało od samego początku. Mianowicie, nie miałem ambicji stworzenia wielkiego, poważnego biznesu. Ocena zyskowności, zresztą bardzo podstawowa, powstała tylko na potrzeby ewentualnej współpracy ze wspólnikiem, który zresztą nie zdecydował się na współpracę. Inwestowałem swoje środki, które pochodziły z mojej aktywności jako tradera. Dlatego dopuszczałem myśl o stracie, ale stracie bez żalu. Takie podejście – bez snucia poważnych planów i bez dokonywania poważnych analiz, ciągle jest mi bliskie. Nie wiem czym Cryptox będzie za pięć lat, nie mam z nim związanych wygórowanych oczekiwań. Miałem i mam dosyć pracy według ściśle określonych planów, bo doświadczałem tego w trakcie kilkunastu lat pracy dla korporacji. Cryptox miał mi dać wolność. Jeśli coś się stanie i biznes przestanie być nagle opłacalny, nie muszę go na siłę kontynuować.

No, ale dzisiaj możesz już zapewne stwierdzić, czy biznes jest rentowny?

Tak. I zaskoczony jestem tym, że serwis już dzisiaj potrafi z powodzeniem na siebie zarabiać. Tym bardziej to zaskakuje, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt bardzo niskich prowizji. Serwis pobiera wręcz ujemne prowizje dla wystawiających zlecenie market makerów i dodatnie dla takerów. Od tych drugich pobieramy 0,2 proc., a 0,1 proc. otrzymuje market maker. Podczas gdy standard na rynku to jest 0,2 proc dla obu stron. Spodziewałem się, że biznes wypłynie na powierzchnię dopiero po dwóch latach, a nawet przy tak skonstruowanych prowizjach, jest nieźle już dzisiaj.

A jeśli chodzi o obroty?

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy wynosiły one przeciętnie ok. 20 tys dolarów na dobę. Chociaż pamiętam moment, kiedy wynosiły one nawet 250 tys. dolarów. Ale to był  wyjątkowy okres, który wynikał z dużej ilości debiutów konkretnych walut na giełdzie. Ciekawe  jest to, że jeśli chodzi o wysokość obrotów niewiele się działo w czasie, gdy na giełdzie funkcjonowały tylko klasyczne: Litecoin i Dash. Zresztą obroty na nich nawet dzisiaj nie zadowalają. Momentem przełomowym było wprowadzenie przeze mnie bardzo ciekawej waluty Byteball, której deweloperem jest Rosjanin. Moneta jest interesująca chociażby przez fakt, że zrywa z dotychczasowymi fundamentami, czyli blockchainem i „proof of work”. Wraz z jej debiutem pojawiła się na Cryptoxie spora społeczność, czyli kilkaset osób, które powoli zaczęły rejestrować konta. Drugą walutą, która ściągnęła na Cryptoxa grupę entuzjastów i wywołała spory ruch była Komodo. Trafiła zresztą niedawno na duże światowe giełdy.

Byteball na Cryptox, logo Byteball

Możesz w związku z tym stwierdzić, że nowe kryptowaluty mają swoje 5 minut na globalnym rynku?

Nowe waluty się mocno profesjonalizują. Trwa walka o przewagę graficzną, czy informatyczną. Ale jednocześnie mam wrażenie, że zwycięża pewna powierzchowność na rynku kryptowalutowych nowinek. Pojawia się sporo odtwórczych produktów, które budują swoją pozycję przez marketing, przez ładny wygląd, a nie „wnętrze”. Nawet nie mam nic przeciwko temu, ale nie zamierzam wkładać pracy w coś, co jest technologicznie wtórne.

Wśród jakich użytkowników Cryptox cieszy się powodzeniem. Skąd do Ciebie trafiają?

Rozkład jest bardzo proporcjonalny: Chiny, Japonia, jest pewna ilość klientów ze Stanów Zjednoczonych i jest oczywiście Europa. Zaskoczył mnie natomiast brak odzewu ze strony polskiej społeczności, która w znikomym stopniu obecna jest na giełdzie. Jako uczestnik naszych forów, skupiających ludzi zainteresowanych kryptowalutami, liczyłem na to, że przynajmniej kilkanaście osób otworzy rachunki, chociażby po to, by dywersyfikować środki. Ale tak się nie dzieje.

Na czym polega budowanie marki Twojej giełdy? Czy ma na nią wpływ jakaś świadoma działalność promocyjna?

W żaden sposób nie steruję uwagą klientów. Ludzie mnie znajdują, bo interesują się daną walutą i przez to, naturalnie, trafiają na Cryptoxa. Każda kolejna, nowa waluta przyciąga po prostu nową grupę klientów. Nawet nie wiem czy zostają na dłużej, czy nie, bo ich nie rejestruję. Wiem natomiast, że na dzisiaj mam zarejestrowanych ok 1500 użytkowników, ale trzeba wziąć poprawkę na to, że na Cryptoxie można być posiadaczem kilku kont równocześnie.

Jako osoba zaangażowana w ten biznes, mając świeżą wiedzę, zainwestowałbyś dzisiaj w coś innego?

Niespecjalnie mnie interesują inne rzeczy. Nie potrzebuje dodatkowego kapitału, nie szukam inwestorów Niczego mi nie brakuje, bo czerpię sporą satysfakcję z tego, co robię teraz. Mam więc luz, jestem niezależny i żyję bez napinki.  A jeśli w przyszłości rzuciliby się na mnie jacyś regulatorzy rządowi z nakazami likwidacji giełdy, to z równym spokojem mógłbym ją zamknąć.

Na koniec, zapytam Cię o Bitcoina. Spodziewasz się ciekawego scenariusza dotyczącego tej  waluty?

Bitcoin jest królem i jeszcze nie pora go detronizować. Był pierwszy na rynku i będzie na nim obecny jeszcze długo. Niestety sporo złego dzieje się w obrębie skupionej wokół niego społeczności. Jesteśmy świadkami tego, jak klasyczna przecież waluta zmienia swój status, jest wręcz zawłaszczana przez grupy mające w tym interes. Sporo się o tym mówi: Bitcoin staje się stopniowo własnością deweloperów Core, którzy zostali podkupieni przez wielki świat banksterski. Widać ewidentnie, że dążą  oni do przejęcia ruchu, który odbywa się w sieci Bitcoina, nawet „po jego trupie”. Ta sytuacja sprzyja inwestorom zainteresowanym walutami alternatywnymi.

Rozmawiał Krzysztof Żurek

Komentarze